"Początkowo pomyśleliśmy, że to liścik włożony do butelki dla zabawy przez nastolatkę. Kiedy to zaczęłam czytać, moje serce niemal pękło. Nie mogłam powstrzymać się od łez" - opowiada w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" pani Ela. List zamknięty w butelce okazał się być pożegnaniem zmarłej córki. Z jego treści wynika, że ojciec napisał go dwa miesiące po jej śmierci. "Czekam tego dnia, kiedy zobaczę Cię znowu uśmiechniętą. Na tym kończę mój list do Ciebie. Powierzam go morzu, a Tobie córeczko mówię: żegnaj i do zobaczenia. Twój na zawsze kochający Tato" - brzmi końcowy fragment listu, który publikuje "Dziennik Bałtycki". Znalazcy poruszającego listu stwierdzili, że powinien on, zgodnie z wolą jego autora, powrócić w odmęty fal. Przekazali ją kapitanowi jednostki "Hunter", który w sobotę ponownie wyrzuci butelkę w odległości 36 mil morskich od brzegu Łeby.