W czwartek mistrzów Polski czeka drugie spotkanie w Top 8 Euroligi z Olympiakosem Pireus. Gdynianie wciąż nie mogą przeboleć porażki w pierwszym meczu, w którym ulegli gospodarzom 79:83. - Wygraliśmy trzy kwarty, a przegraliśmy mecz. To spotkanie pokazało jednak, że nasza obecność w pierwszej ósemce Euroligi nie jest dziełem przypadku. Postaramy się to udowodnić także w czwartek. Olympiakos wygrał u siebie w Eurolidze już 14 meczów z rzędu, ale zrobimy wszystko, aby zakończyć tę ich imponującą serię. Jeśli do Gdyni wrócimy z jednym zwycięstwem, będzie to znakomite osiągnięcie. W tej rywalizacji wszystko jest możliwe - powiedział trener Asseco Tomas Pacesas. Litewski szkoleniowiec zaskoczył wszystkich we wtorkowym spotkaniu, desygnując do gry w pierwszej piątce Adama Łapetę, który miał za zadanie powstrzymać potężnego centra gospodarzy Sofoklisa Schortsanitisa. - Adam nie miał się bawić w żadne kombinacje, tylko faulować Sofoklisa, kiedy ten dostawał piłkę pod naszym koszem i ta taktyka przyniosła pożądany efekt. Schortsanitis bardzo słabo wykonuje rzuty wolne i w meczu z nami także nie wykazał się rewelacyjną skutecznością z linii osobistych. Grek trafił zaledwie dwa z sześciu takich rzutów - tłumaczyli w gdyńskim obozie. Łapeta nieźle spisywał się co prawda w defensywie, ale w ataku za bardzo nie pomógł kolegom z zespołu. W akcjach ofensywnych zdecydowanie lepiej radził sobie Ratko Varda, który zdobył więcej punktów niż tercet centrów gospodarzy, Ioannis Bourousis, Nikola Vujcić i Schortsanitis. - Mecz meczowi nierówny. Ci zawodnicy może zagrali we wtorek słabiej, co nie znaczy, że w czwartek możemy ich zlekceważyć. Każdy z nich może stać się czołową postacią swojego zespołu. Jestem natomiast przekonany, że niczym nie zaskoczy nas Kleiza. To jeden z najlepszych koszykarzy grających w Eurolidze i w drugim spotkaniu również będzie imponował świetną skutecznością - przekonywał bośniacki koszykarz - Niemniej pierwszego spotkania na pewno nie musimy się wstydzić. Nikt nie dawał nam przecież najmniejszych szans. Przez znawców basketu byliśmy skazani na pożarcie. Zgodnie z kursami w zakładach bukmacherskich Olympiakos miał nas na parkiecie zniszczyć, tymczasem my byliśmy równorzędnym rywalem dla gospodarzy. Można gdybać, jakim wynikiem zakończyłby się ten mecz, gdyby 59 sekund przed końcem David Logan nie zgubił piłki pod koszem, a Daniel Ewing trafił trójkę w dogodnej pozycji. Naprawdę byliśmy bardzo blisko zwycięstwa, ale być blisko, a wygrać to dwie zupełnie inne sprawy. - Do drugiego spotkania przystąpimy równie zdeterminowani jak do pierwszej konfrontacji. Jesteśmy gotowi do stoczenia kolejnej wielkiej bitwy. Jednak myśląc o zwycięstwie musimy wyeliminować proste błędy. Rozumiem, że w tym meczu emocje i walka była niesamowita, ale 20 strat nie powinno nam się w jednym spotkaniu przydarzyć - powiedział litewski szkoleniowiec. - Tym bardziej, że rywale znajdowali się po nich sami przed naszym koszem i zdobywali punkty za darmo - dodał Lorinza Harrington, który do przerwy świetnie opiekował się wybranym do pierwszej piątki mistrzostw Europy Milosem Teodosiciem. W pierwszej połowie Serb nie zdobył bowiem żadnego punktu. Zdaniem gdyńskich koszykarzy trener Giannakis ma do niego bezgraniczne zaufanie i dlatego nie ściągnął go z boiska. Teodosić zrewanżował mu się w drugiej połowie, w której zdobył aż 21 punktów. Gwiazd w Olympiakosie nie brakuje. Jeśli jeden koszykarz zagra słabiej, szkoleniowiec rywali może liczyć, że inny zawodnik weźmie na siebie ciężar gry. We wtorek Polakom udało się powstrzymać centrów rywali, jednak ponad swoją normę zagrał Linas Kleiza, a w drugiej połowie popis gry dał Teodosić.