Sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku, Krzysztof Ratusznik powiedział, że sąd uznał Jolantę W.-K. za winną tego, że w lutym 2001 r. w Sopocie działając w zamiarze bezpośredniego pozbawienia życia swego konkubenta, Sławomira K. co najmniej jeden raz strzeliła z broni palnej w jego głowę, powodując śmierć mężczyzny. Uzasadniając orzeczenie sędzia przyznał, że w toku postępowania dowodowego nie udało się ustalić dokładnie motywów, jakimi mogła kierować się oskarżona. Sąd za bezsporne uznał, że na krótko przed tragicznym zdarzeniem oskarżona miała romans. Także Sławomir K. miał romans z inną kobietą i mógł planować rozstanie z oskarżoną, co mogłoby w konsekwencji pozbawić ją możliwości korzystania z jego majątku. Według prokuratury, kobieta zastrzeliła mężczyznę, po czym ukryła ciało, betonując je w posadzce garażu. Jak ustalili śledczy, po kilku latach Jolanta W.-K. z pomocą kolejnego partnera, miała wydobyć szczątki z betonu i spalić je. Sprawa jest poszlakowa: na miejscu spalenia zwłok śledczy nie znaleźli szczątków, które pozwoliłyby na ustalenie tożsamości ofiary. Sama 51-latka utrzymuje, że mężczyzna żyje. Według niej, przebywa za granicą, ukrywając się w obawie przed porachunkami z partnerami w interesach. Sprawa wyszła na jaw w 2006 roku, gdy na policję zgłosił się mężczyzna, który zeznał, że pomógł oskarżonej spalić szczątki ofiary. Sędzia przyznał, że w toku postępowania nie ujawniono dowodów bezpośrednich zdarzenia i sąd może powoływać się jedynie na dowody pośrednie. Jako podstawowe dowody uzasadniające orzeczenie sąd wskazał zeznania świadków. Świadkowie pomagali oskarżonej w zacieraniu śladów zbrodni i zostali za swoje czyny już skazani. Sędzia podkreślił, że oskarżona działała z premedytacją, nie miała skrupułów ani wyrzutów sumienia. - Zabiła mężczyznę, z którym była 20 lat, miała dwoje dzieci, zbyła wspólny majątek i wyjechała za granicę - powiedział. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca z urzędu, mecenas Stanisław Jaworowski zapowiedział, że odwoła się od wyroku. - Nie ma ciała, nie ma broni, pomyłka jest możliwa, stąd apelacja jest konieczna. Nie można skazać człowieka, opierając się tylko na zeznaniach świadków, muszą być dowody bezpośrednie - powiedział dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku. Prokuratura domagała się kary dożywotniego pozbawienia wolności. Prokurator Dagmara Pohoska powiedziała, że "najważniejsze, że sąd uznał oskarżoną za winną i podzielił poglądy prokuratury". Od listopada 2008r. Jolanta W.-K. przebywa w areszcie w Gdańsku.