Policjant został napadnięty wieczorem 20 lipca w centrum Słupska. Był już po służbie i próbował uspokoić trzech podpitych i agresywnych nastolatków, którzy zaczepiali na ulicy przechodniów. Najpierw zaatakowali mężczyznę. Później usiłowali pobić wracających z treningu koszykarzy, co jednak im się nie udało. Po tej drugiej próbie napaści interwencję podjął sierżant Tomasz S., który spędzał wolny czas ze znajomymi w kawiarni. Policjant wylegitymował się i poprosił nastolatków, żeby odeszli. Młodzieńcy początkowo zastosowali się do poleceń funkcjonariusza. Potem jednak wrócili, zaczęli go wyzywać, a następnie ciężko pobili. Policjant - jak ujawniono podczas procesu - do dziś nie wrócił do pełni zdrowia i nadal odczuwa skutki pobicia. Po zatrzymaniu Bartosz B. został aresztowany. Dwoma nieletnimi sprawcami napaści zajął się sąd rodzinny. Pod koniec grudnia ub. r. prokuratura sporządziła akt oskarżenia przeciwko Bartoszowi B. Chłopak był już wówczas na wolności. Przed sądem odpowiadał z wolnej stopy. Przyznał się do zarzutów. Z ustaleń sądu wynika, że wziął na siebie więcej czynów niż faktycznie popełnił, bo przyznał się do wyłączanego pobicia policjanta, gdy tymczasem sprawcą najcięższych obrażeń był jego niepełnoletni brat. Mimo to sąd uznał, że udział Bartosza B. w przestępstwie jest bezsporny, a kara musi mieć represyjny charakter, gdyż ze zgromadzonego materiału oraz postawy oskarżonego nie wynika, by mogła ona oddziaływać na niego wychowawczo. W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd przypomniał, że już cztery dni po aresztowaniu Bartosz B. przystąpił do podkultury przestępczej. Zaś miesiąc po opuszczeniu aresztu trafił do izby wytrzeźwień, po tym jak zatrzymywał na ulicy samochody. Podczas zatrzymania był agresywny wobec policjantów, próbował też pobić personel izby wytrzeźwień. Sąd uznał, że takim chuligańskim występkom, jak ten z 20 lipca 2010 r. "należy w sposób stanowczy przeciwstawić i wyplenić je". Samego Bartosza B. zaś uznał "za niebezpiecznego człowieka, który po alkoholu staje się naprawdę groźny".