Piotr G., który odpowiadał z wolnej stopy i przyszedł dziś do sądu, został w sali rozpraw aresztowany na trzy miesiące. O areszt wnioskował prokurator, motywując to wysokim wymiarem kary. Piotr G. w sądzie odezwał się w czwartek tylko raz. Powiedział: "jestem niewinny". Zarówno wyrok jak i postanowienie o tymczasowym aresztowaniu nie są prawomocne. Nie wiadomo, czy obrońca wniesie apelację i zażalenie na areszt. W czwartek nie było go w sądzie. Z ustaleń sądu wynika, że do zabójstwa Mirosława S. doszło 1 sierpnia 1998 r. Piotr G. najpierw uderzył ofiarę metalowym odważnikiem w głowę, potem kopnął w brzuch, a następnie po przeniesieniu ciała do stodoły ponownie uderzył go w głowę nieustalonym przedmiotem. Stało się to w znajdującym się w powiecie człuchowskim gospodarstwie Piotra G. w czasie zakrapianego winem domowej roboty towarzyskiego spotkania kilku mężczyzn. G. nie pił wina. Bezpośrednim powodem ataku miało być to, że Mirosław S. ukradł w czasie wizyty worek z pszenicą. Niewykluczone, że były też inne motywy, m.in. kobieta, którą ofiara miała odbić Piotrowi G. Zwłoki S. zostały później owinięte folią, obwiązane drutem i wywiezione konnym wozem do lasu, gdzie je zakopano. Ciała ofiary nigdy nie znaleziono, mimo że jeden ze świadków wskazał miejsce ukrycia, a teren ten przeszukano za pomocą koparki i georadaru. Odnosząc się do tego w ustnym uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego sędzia Dariusz Ziniewicz powiedział, że "brak ciała nie stanowi przeszkody w wydaniu merytorycznego rozstrzygnięcia (...), są inne obiektywne dowody świadczące o tym, że w taki a nie inny sposób osoba została pozbawiona życia". Te dowody to zeznania mężczyzn, którzy 1 sierpnia 1998 r. odwiedzili Piotra G., i którzy później w różny sposób mieli pomagać mu w ukryciu zwłok. Ludzie ci przez wiele lat milczeli obawiając się odpowiedzialności karnej. Zdecydowali się mówić dopiero po tym, jak dowiedzieli się od policjantów, że ich czyny się przedawniły. Choć ich zeznania różnią się w takich szczegółach, jak np. przebyta droga do lasu, to w ocenie sądu sprzeczności te "nie dotyczą istoty sprawy". Sąd przyznał w ustnym uzasadnieniu, że nie ma materialnych dowodów zbrodni. Na odważnikach, którymi miał zostać uderzony Mirosław S. nie znaleziono żadnych śladów biologicznych ani krwi. Badania oskarżonego i świadków wariografem, ze względu na niejednoznaczność wyników sąd uznał za dowód posiłkowy. W procesie zeznawali też wizjoner i bioenergoterapeuta, którzy wiedzę na temat zbrodni mieli posiąść dzięki swoim nadnaturalnym zdolnościom. Korzystając z nich prowadzili własne dochodzenie w sprawie Mirosława S. Sąd przyznał jednak w ustnym uzasadnieniu wyroku, że trudno ocenić wiarygodność tych świadków. W sprawie zniknięcia Mirosława S. prowadzono dwa śledztwa. Pierwsze wszczęto niedługo po tym jak jego matka zgłosiła zaginięcie. Umorzono je w roku 1999 r. Drugie wszczęto 9 lat później. po zebraniu nowych dowodów przez policjantów z "Archiwum X" Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.