1 stycznia 1997 roku na terenie jednej z posesji w Miłoszycach (woj. dolnośląskie) znaleziono martwą dziewczynę. Z ustaleń śledztwa wynikało, że w sylwestrową noc bawiła się na dyskotece. Została brutalnie zgwałcona i pozostawiona na mrozie. Zmarła z wykrwawienia i wyziębienia. Z ustaleń śledczych wynikało, że sprawców było kilku. Wykryć udało się tylko jednego. Tomasza Komendę uznano winnym, a śledztwo zostało umorzone. Mężczyznę skazano na 25 lat więzienia. Odsiedział już większą część wyroku - 18 lat. Jak ustalili dziennikarze portalu GazetaWroclawska.pl oraz Uwagi i Superwizjera TVN, powołując się na informację uzyskane od wrocławskiej prokuratury - mężczyzna najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego ze zbrodnią sprzed lat. Jak przyznał w rozmowie z reporterami TVN24 Robert Tomankiewicz, naczelnik Dolnośląskiego Wydziału Prokuratury Krajowej we Wrocławiu - dzisiaj ocena dowodów, przed laty ocenianych jako "mocne" - jest zupełnie inna. "Ostatecznie nabraliśmy pewności, że skazany Tomasz Komenda nie ma z tą zbrodnią żadnego związku" - powiedział TVN24 Tomankiewicz. Więcej informacji na portalu TVN24.