Pierwsze posiedzenie parlamentu ma się odbyć 12 listopada o godz. 13. Podczas posiedzenia premier Ewa Kopacz powinna złożyć dymisję swojego rządu. Jednak tego samego dnia o godzinie 14.30 odbywa się także inne ważne wydarzenie - nieformalny szczyt UE ws. uchodźców. Spór wokół nakładania się na siebie tych terminów spowodował, że ostatecznie na szczycie UE może zabraknąć przedstawiciela Polski. "Albo w Kancelarii Prezydenta doszło do gigantycznego błędu i gigantycznej niekompetencji i ktoś nie spojrzał w kalendarz, albo też chodzi o grę polityczną" - stwierdził rzecznik rządu Cezary Tomczyk. Tomczyk wymienił także osiem wersji PiS, dotyczących wspomnianych terminów. "Pierwsza wersja była taka, że to nieważne. Druga, że może jechać ktoś inny. Trzecia wersja, że inne państwo będzie nas reprezentować. Czwarta, że pani premier powinna zgłosić dymisję wcześniej. Piąta wersja, że będzie przerwa w obradach Sejmu. Szósta ministra Waszczykowskiego, że Tusk zrobił to na złość. Siódma wersja pani minister Sadurskiej, że w Polsce jest święto i przewodniczący Rady Europejskiej powinien to wiedzieć i ósma wersja, że pani premier nie powinna lecieć" - wyliczył. Zaznaczył także, że jest to "początek wielkiego chaosu w polskim państwie". "To jest problem, kiedy jednego dnia ośrodki władzy w PiS mówią coś kompletnie innego" - dodał rzecznik rządu. Drugi gość programu, Krzysztof Łapiński komentując zamieszanie powiedział, że to Donald Tusk planując szczyt powinien brać pod uwagę, że Polska jest w trakcie przekazywania władzy po wyborach i szczyt powinien odbyć się w innym terminie. Zwrócił też uwagę, że 11 listopada rozpoczyna się szczyt Unia Europejska - Afryka. "Jeśli już kilka miesięcy temu Tusk wyznaczył szczyt na 11 listopada to rozumiem, że mógł zapomnieć, że w Polsce jest święto narodowe. Wyobraźmy sobie, że pan przewodniczący Rady Europejskiej szczyt Unia - Afryka zwołuje w dniu święta narodowego Niemiec" - mówił Łapiński.