Szef MSZ pytany, czy ubiegłotygodniowa wizyta w Warszawie kanclerz Niemiec oznacza "odwilż" w relacjach polsko-niemieckich oraz czy Polska nie za późno reorientuje się ze strategicznej współpracy z Wielką Brytanią na rzecz Niemiec, odpowiedział, że nie ma żadnej odwilży, bo obecny rząd nie odchodził od współpracy z Niemcami. - Ta dyskusja, czy to jest odwilż, czy to jest przełom, nie ma sensu - Polska ma swoje interesy i przykładnie do tych interesów dostosowuje swoich sojuszników - powiedział Waszczykowski. - Wielka Brytania nawet jeśli za kilka lat wyjdzie z UE w dalszym ciągu pozostanie w Europie, w dalszym ciągu pozostanie ważnym państwem, jeśli chodzi o gospodarkę światową, pozostanie państwem nuklearnym, pozostanie stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, pozostanie bardzo ważnym naszym sojusznikiem w kwestiach bezpieczeństwa międzynarodowego - zaznaczył. Szef MSZ podkreślił, że w stosunku do różnych interesów Polska różnie układa sobie partnerstwo. Pytany o to, czy "nie zbyt pochopnie" wypowiadane są opinie, jak ta przedstawiona przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że dużo lepiej byłoby, gdyby to obecna kanclerz Niemiec <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-angela-merkel,gsbi,1019" title="Angela Merkel" target="_blank">Angela Merkel</a> pozostała na tym stanowisku, niż gdyby zwyciężył w wyborach były szefa PE Martin Schulz, Waszczykowski odparł, że ta sprawa jest "nieprzewidywalna", a wybory w Niemczech odbędą się dopiero we wrześniu. - Wiele się może zdarzyć, to, że politycy i liderzy partyjni stawiają na tego czy innego polityka jest to naturalne, oczywiście z punktu widzenia naszego środowiska politycznego dzisiaj lepiej byłoby współpracować w Niemczech i po wyborach z tym, a nie innym politykiem, jest to oczywiste, że wychodząc z punktu widzenia partyjnego na współpracę z innym środowiskiem politycznym, to się stawia na partię, może nie siostrzaną, ale bliższą niż SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, której kandydatem na kanclerza będzie Martin Schulz - przyp. red.) - mówił szef MSZ. Pomruki przeciwko Polsce Pytany, czy spodziewa się kolejnych kroków Komisji Europejskiej "wymierzonych przeciwko Polsce", w tym zamrożenia głosu Polski w UE odpowiedział, że nie ma takich możliwości. - To, że jacyś politycy będą pomrukiwać przeciwko Polsce, to się spodziewam jeszcze, dlatego że partia taka jak PiS, dla niektórych polityków zachodniej Europy w ogóle nie powinna istnieć, a nie tylko istnieje, a jeszcze wygrała wybory i ma olbrzymie poparcie prawie 40 proc. - dodał. Jak podkreślił nie ma jednak możliwości w traktach europejskich, które pozwalałyby wykluczyć "partię rządzącą w dużym kraju europejskim" z UE i mechanizmów decydowania w UE. Szef MSZ dopytywany, czy pozostanie na drugą kadencję <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donalda Tuska" target="_blank">Donalda Tuska</a> na stanowisku szefa Rady Europejskiej bez poparcia jego kraju nie będzie "wyglądało dość dziwnie", odparł, że obecnie "wygląda to dość dziwnie", bo Tusk, urzędując w ważnej instytucji europejskiej nie wspiera własnego kraju. - Nie jest prawdą, jak mówią niektórzy politycy, również w Polsce, że wchodząc do instytucji europejskiej staje się przedstawiciel danego kraju kosmopolitą, że musi dbać tylko i wyłącznie o interes wspólnotowy - proszę zobaczyć jak dbają Niemcy, Włosi, oni ciągną za sobą całe rzesze ludzi, pobratymców do tych instytucji europejskich, jak oni lobbują na rzecz interesów danego kraju - mówił. - My z tych dwóch lat, które minęły w tej chwili z funkcjonowania pana Donalda Tuska w UE, nie mamy żadnego pożytku, żadnej korzyści - dodał. Szef MSZ był również pytany w kontekście 26-lecia powstania Grupy Wyszehradzkiej, czy interesy poszczególnych krajów V4 nie są rozbieżne odpowiedział, że państwa tej grupy mają wiele wspólnych interesów. - Chcielibyśmy w tej części Europy doprowadzić do większej integracji, aby ta część naszej Europy była lepiej zintegrowana, poprzez integrację nie tylko polityczną, ale również gospodarczą w dziedzinie np. infrastruktury, dróg, doprowadzić o przyspieszonego rozwoju tej części Europy, tak żeby za jakiś czas, raczej prędzej niż później, być na takim poziomie rozwoju jak Europa Zachodnia - powiedział Waszczykowski. Jak zaznaczył V4 to jedna z grup lobbingowych w ramach UE i NATO, która istnieje także po to, by zmusić te instytucje do "większej uwagi koncentracji na naszych interesach i potrzebach".