O tym, że związkowcy chcą zorganizować "spontaniczną pikietę" przed siedzibą KPRM, Żelazik informowała w środę. "Zostajemy jednak przed budynkiem (biurowca PLL LOT - PAP). Nie idziemy pod KPRM. Ludzie nie chcą oddać tego skrawka ziemi tutaj i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-pogoda,tId,93486" title="pogoda" target="_blank">pogoda</a> jest brzydka, jest zimno" - powiedziała w czwartek Żelazik. "Na taką pikietę zawsze jest czas. Nie chcę, żeby ludzie się pochorowali przez tę pogodę" - tłumaczyła. "Podejrzewam, że będziemy tutaj do <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-11-listopada,gsbi,1464" title="11 listopada" target="_blank">11 listopada</a>" - dodała. W czwartek na terenie firmy, przy biurowcu, pikietuje kilkadziesiąt osób. W tym miejscu związkowcy zbierają się od ubiegłego czwartku, czyli od dnia rozpoczęcia ich strajku. LOT twierdzi, że jest on nielegalny. Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy. Protestujący - stewardesy i piloci - dobrowolnie powstrzymują się od pracy. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot. Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT. Ze względu na brak załóg, które uczestniczą w ósmym dniu - jak twierdzi LOT - nielegalnego strajku, spółka w czwartek odwołała trzy wyloty z Warszawy i siedem przylotów do Polski, w sumie 10 rejsów. Realizacja 386 rejsów tego dnia ma się odbyć bez zmian.