Jak dodała PK, zarzuty "zgwałcenia skutkującego śmiercią pokrzywdzonej zostały podejrzanemu postawione 18 kwietnia 2000 r., czyli na dwa miesiące przed powołaniem Lecha Kaczyńskiego na stanowisko Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego". Tomasza Komendę skazano niesłusznie za zabójstwo, do którego doszło 31 grudnia 1996 r. w Miłoszycach pod Wrocławiem. "Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że o przypadku gwałtu i morderstwa w Miłoszycach, ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński mówił w wywiadzie dla tego dziennika w listopadzie 2000 roku, podając go jako przykład patologii niewydolnego systemu wymiaru sprawiedliwości, który nie jest w stanie skazywać przestępców. "Brutalnie zgwałcono, a później zamordowano 15-letnią dziewczynkę, właściwie jeszcze dziecko. Znaleziono jej ciało z rozerwanymi narządami rodnymi. I prokurator powiada pełnomocnikowi rodziny, że co najwyżej może jednemu ze sprawców postawić zarzut gwałtu. Są ślady zębów tego zbira, ślady DNA, wszelkie możliwe znaki - i nie można postawić zarzutu. Taki sposób interpretacji praw człowieka, które czynią przestępców bezkarnymi, a ofiary bezbronnymi, stanowi zagrożenie dla porządku społecznego" - mówił Lech Kaczyński w wywiadzie. Według "GW", "w kwietniu 2001 roku prokurator Tomasz Fedyk skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi Komendzie", a potem Komendę skazano na 25 lat. "W tamtych czasach każdy pogląd ministra to było zalecenie do wykonania" - powiedział "Wyborczej" były zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik.