Nie wiedziała, że telefon był prowokacją "Super Expressu", a w rolę redemptorysty wcielił się reporter gazety. W środę dziennikarz "Super Expressu" zadzwonił do biura rzeczniczki. Normalnie nie miałby co marzyć o połączeniu z . Ale gdy telefon odebrała sekretarz pani rzecznik, reporter podał się za pracownika Radia Maryja. Na wzmiankę o toruńskiej rozgłośni reakcja była natychmiastowa. Ewa Sowińska podniosła słuchawkę i... cała zamieniła się w słuch. Dziennikarz, jako jeden z ojców prowadzących audycje w Radiu Maryja, zbeształ ją za poruszanie spraw dotyczących seksu i za głupie pomysły. A Sowińska, niczym uczniak, przepraszała za błędy i obiecywała poprawę. Wycofała się ze swoich projektów i uzgadniała, w jakim terminie na antenie Radia Maryja ogłosi, że zmieniła poglądy. Dyskurs - jego pełny zapis publikuje "Super Express" - przypomina rozmowę podwładnej z przełożonym. Oto krótki fragment: - "Publiczne mówienie o seksie w okresie tuż po świętach jest nieładne. - No tak, proszę ojca. Tak, racja. - Zróbmy tak... na antenie odtworzymy to, co pani powiedziała na wykładzie i powiemy, że z tego się wycofujemy. Żeby taki przekaz był, ale że wycofujemy się z tego karania.(...) Co ja mam ojcu dyrektorowi przekazać? - No że w następnym tygodniu. - Ale co teraz mam przekazać? Wycofuje się pani rzecznik ze swojego pomysłu? - No teraz to na pewno".