- Moje poglądy nie ulegną zmianie, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji procesowej się znajdę - deklaruje i nie ma wątpliwości, o co chodzi w tej sprawie. - Trzeba pozbyć się ludzi, którzy krytykują wprowadzane zmiany i to, co się aktualnie dzieje. Władze przymierzają się do kolejnego etapu pseudoreformy wymiaru sprawiedliwości, więc ewentualne zawieszenie w czynnościach może spowodować, że mnie nie będzie w sądzie i nie będę miała bezpośredniego kontaktu z ludźmi, a także możliwości reakcji na działania władz. A to teraz jest bardzo ważne - mówi. Wcześniej w specjalnym oświadczeniu napisała, że jej zapowiadana nieobecność na rozprawie "wynika z głębokiego przekonania co do charakteru organu prowadzącego postępowanie, który nie spełnia wymogów 'sądu' w rozumieniu prawa krajowego i europejskiego". Choć - jak zapowiedziała - w Sądzie Najwyższym jej dobrego imienia bronić będą jej pełnomocnicy. "Jestem przekonana, że uczciwość i prawda zwyciężą" - napisała. W rozmowie z Interią używa jednak mocniejszych słów. - Czuję się zaszczuta. To są takie działania, które mają na celu, aby kogoś zgnębić. Natomiast ja nigdy nie chciałam bawić się w politykę i nie mam zamiaru. To efekt małych ludzkich uczuć, które przekładają się na takie, a nie inne zachowania, choć nie przystoją także politykom. Prokuratura chce postawić zarzuty Przypomnijmy, chodzi o postępowanie prowadzone m.in. w sprawie korupcji. W połowie września Prokuratura Krajowa skierowała do Izby Dyscyplinarnej SN wniosek o odebranie immunitetu Beacie Morawiec. Powód? Śledczy chcą postawić jej zarzuty przywłaszczenia środków publicznych, działania na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nadużycia uprawnień i przyjęcia korzyści majątkowej. Morawiec odpiera zarzuty. Jej zdaniem "jest to swego rodzaju odwet ze strony ministra Ziobry". W styczniu ubiegłego roku sędzia wygrała bowiem - choć jeszcze nieprawomocnie, bo została złożona apelacja - proces cywilny ze Zbigniewem Ziobrą. Sąd orzekł, iż minister sprawiedliwości ma ją przeprosić za naruszenie jej dóbr osobistych, poprzez podanie w komunikacie ministerstwa, opublikowanym przy okazji odwołania Morawiec, informacji o zatrzymaniach w ramach śledztwa dotyczącego korupcji w krakowskich sądach, które nie były z nią w żaden sposób związane. Na decyzję szefowej stowarzyszenia Themis zareagował rzecznik Izby Dyscyplinarnej SN Piotr Falkowski. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/polska/news-sedzia-dariusz-mazur-nowy-system-sluzy-politycznemu-skorumpo,nId,3465103" target="_blank">Zobacz też: "Nowy system służy politycznemu skorumpowaniu wymiaru sprawiedliwości"</a> - Pani sędzia w swoim oświadczeniu nie przytoczyła żadnych argumentów na rzecz pozbawienia jej w jakikolwiek sposób prawa do bezstronnego sądu, a twierdzenie, że jej sprawa nie będzie rozpatrzona przez sąd w rozumieniu polskim i europejskim jest zupełnie gołosłowne - mówi Falkowski, cytowany przez Polską Agencję Prasową. Jak dodaje, "każdy obywatel ma prawo do krytyki rozwiązań ustrojowych dotyczących systemu odpowiedzialność dyscyplinarnej". - Ten system jednak obowiązuje. Izba Dyscyplinarna istnieje już dwa lata. Od racjonalnej krytyki oczekiwałbym, aby zawierała konkretne przykłady braku niezależności lub niezawisłości w orzecznictwie Izby Dyscyplinarnej SN - mówi rzecznik.