Lider Platformy odniósł się w ten sposób do protestu złożonego w sprawie przebiegu wyborów do warszawskich struktur PO przez b. wojewodę mazowieckiego (w latach 2007-15) Jacka Kozłowskiego. W uzasadnieniu do zamieszczonego w zeszłym tygodniu na Facebooku wniosku o "unieważnienie wyborów dotyczących delegatów i Rady Powiatu przeprowadzonych w strukturach powiatowych Platformy RP w Warszawie w dniu 2.12.2017 r." Kozłowski zarzucił, że zbieżność "ogłoszonych w dniu 4.12.2017 roku wyników wyborów dotyczących delegatów i Rady Powiatu z kolejnością kandydatów na kartach do głosowania wskazuje, że listy osób, które miały zostać delegatami i członkami Rady Powiatu, ustalono przed rozpoczęciem głosowania, a nawet jeszcze przed rozpoczęciem przyjmowania zgłoszeń kandydatów przez Powiatową Komisję Wyborczą". Wniosek swój Kozłowski przekazał do wiadomości także przewodniczącemu Platformy Grzegorzowi Schetynie. Jak podkreślił w swoim wpisie na Facebooku b. wojewoda, złożył swój protest, ponieważ "prawdopodobieństwo, żeby wygrało równocześnie pierwszych 28 kandydatów z jednej karty wyborczej i pierwszych 60 z drugiej, jest mniejsze niż prawdopodobieństwo 138 wygranych pod rząd w kasynie przez Pawła Piskorskiego". Jednocześnie - dodał - "w ogromnej większości kół i organizacji Platformy odbyły się realne wybory, poprzedzone debatą między kandydatami i ten wielki wysiłek w dążeniu do pokazania, że mamy prawdziwą wewnętrzną demokrację zasługuje na szacunek, a nie na podważenie przez nieuczciwą ustawkę". Walka przeciwko "dyktatorom z PiS" Kozłowski napisał też, że nie chce, żeby "twarzą PO w walce o demokratyczną ordynację wyborczą przeciwko dyktatorom z PiS, był polityk depczący zasady i ducha demokracji we własnej partii". Zaznaczył, że "w warszawskiej Platformie Obywatelskiej znakomita większość członków nie akceptuje tych narastających od niedawna praktyk ustawiania wyborów, zmuszania ludzi do serwilizmu i zarządzania przez wewnętrzną intrygę, nawet jeżeli się na nie w bezsilności godzi". Pytany o zarzuty Kozłowskiego we wtorek w TVN24 Schetyna podkreślił, że w PO "wybory polegają na bezpośrednim głosowaniu na wszystkich szczeblach na swoich przewodniczących". "U nas trzeba umieć korzystać z pełnej demokracji i zrozumieć, że jeżeli przegrywa się wybory bezpośrednie, gdzie wszyscy mogą głosować na wszystkich, to trzeba się zastanowić i powiedzieć sobie: być może we mnie jest jakiś problem, że nie jestem w stanie zbudować zaufania" - mówił szef Platformy. Konkretne osoby zamiast "ustawki"? Pytany przez dziennikarza, czy w wyborach do warszawskich struktur Platformy "była ustawka", Schetyna odparł: "Nie było ustawki, tylko były konkretne zgłaszane osoby i ludzie głosują tak, jak uważają, każdy ma długopis w ręku, nie można zmanipulować głosowań tak naprawdę kilkunastu tysięcy ludzi". "Przedstawiciele kół, struktur, mogą przygotowywać, mogą zgłaszać wspólnie swoich kandydatów, mogą przekonywać - na tym polega wewnętrzna kampania wyborcza, z tego trzeba umieć korzystać; z demokracji trzeba umieć korzystać, to znaczy wiedzieć, że tak naprawdę trzeba przekonywać tych, którzy mają na ciebie głosować, a nie obrażać się na rzeczywistość" - przekonywał polityk. Na przytoczoną przez dziennikarza uwagę Kozłowskiego, iż bez poszanowania dla zasad demokracji wewnątrz partii Platforma nie uzdrowi sytuacji w kraju, Schetyna dodał: "Nie ma drugiej tak demokratycznej partii jak Platforma i Jackowi Kozłowskiemu, którego znam kilkadziesiąt lat, i bardzo szanuję, chcę o tym przypomnieć: drogi Jacku, wszystko zależy od ciebie".