- Fundamentalną częścią "Strategii odpowiedzialnego rozwoju" jest rozwój zrównoważony społecznie - powiedział podczas dyskusji na Kongresie 590 w Rzeszowie wicepremier Mateusz Morawiecki. Na czym zrównoważony rozwój ma polegać? Na zmniejszeniu nierówności i dostarczeniu szans na rozwój jak najszerszym grupom społecznym. Wicepremier mówi, że gospodarka - nie tylko polska, ale także światowa - stoi teraz na rozdrożu. Do tej pory istniały dwa modele rozwoju gospodarczego. Pierwszy - anglosaski, liberalny, który z nierównościami sobie nie poradził. Drugi - francuski, znacznie bardziej równościowy, ale też etatystyczny, o silnej pozycji państwa także jako "właściciela" dużej części gospodarki. Ten drugi jednak okazał się niezdolny do stawiania czoła konkurencji. Trzeba szukać innej drogi. Rzadko zdarza się, żeby jakakolwiek dyskusja w Polsce zaczynała się od cytatów z Karola Marksa lub Fryderyka Engelsa. A tak zaczął jeden z paneli podczas Kongresu 590 Paweł Dobrowolski, główny ekonomista Polskiego Funduszu Rozwoju. Chodziło o ich listy, w których 150 lat temu dyskutowali, czy kapitalizm wszedł już w ostatnią fazę i szybko upadnie, czy też jeszcze nie. - Zasady kapitalizmu nie są wyryte w kamieniu, ewoluują - mówił Mateusz Morawiecki. Niedawno organizacja Oxfam, od lat zajmująca się badaniem nierówności, opublikowała raport, z którego wynika, że ok. jeden proc. ludzi na świecie posiada ok. 50 proc. globalnego majątku. Wicepremier cytował natomiast wybitnego współczesnego ekonomistę Thomasa Piketty’ego, autora słynnej książki "Kapitał XXI wieku", w której udowodnił przyczyny narastania nierówności majątkowych i dochodowych w ciągu ostatnich dwóch stuleci. Dodajmy, że Thomas Piketty twierdzi, że to właśnie przyspieszone na przełomie ostatnich stuleci narastanie nierówności doprowadziło do wielkiego globalnego kryzysu. Kłopot jednak polega na tym, w jaki sposób wprowadzać prospołeczny model kapitalizmu. Profesor z Uniwersytetu Harvarda Dani Rodrik 20 lat temu doszedł do wniosku, że światowy system polityczny powinien zmierzać do rodzaju federacji z globalnym rządem. Takimi katastrofami, jak ostatni kryzys żaden kraj nie był w stanie - jak się okazało - sam zarządzać. Taki globalny rząd mógłby czuwać nad wprowadzaniem nowych reguł gry. Potem jednak, po dyskusjach z innymi ekonomistami, Dani Rodrik doszedł do przekonania, że globalna federacja powstanie nie wcześniej niż za pięćdziesiąt lat. Nie sposób więc na to czekać, bo reformować kapitalizm trzeba już. - Globalna federacja jest niemożliwa - mówił w czasie dyskusji Alberto Bagnai, profesor Uniwersytetu Gabriele d’Annunzio, który uważa, że wprowadzenie euro było odpowiedzialne za kryzys długu, który dotknął państwa Południa Europy. Równocześnie Dani Rodrik uważa, że nie można pogodzić pełnej liberalizacji światowych rynków, utrzymania suwerenności narodowej oraz demokracji. To jego "Paradoks globalizacji". Można wybrać dwie z tych wartości, a z trzeciej zrezygnować. Alberto Bagnai oprócz tego, że krytykuje wprowadzenie wspólnej waluty, krytykuje także brak barier w wolnym handlu oraz swobodę przypływów i odpływów kapitału. Twierdzi, że daje ona posiadaczom kapitału znacząca przewagę nad pracownikami, a nawet rządami. Transfery kapitału wymuszają konkurencyjność, a ta stwarza presję np. na wynagrodzenia pracowników. A to prowadzi do zadłużenia. - Jeśli się wymusza konkurencyjność, trzeba zmuszać ludzi, żeby się zadłużali. Najpierw jest to dług publiczny, a potem zadłużenie prywatne - mówił. Jednak są problemy, których żaden kraj samodzielnie nie byłby w stanie rozwiązać i tu konieczna jest regionalna i globalna kooperacja. Wicepremier Mateusz Morawiecki wymienia takie obszary. To walka z cyberprzestępczością, tworzenie i respektowanie reguł antymonopolowych i antykartelowych oraz walka z transferem zysków do rajów podatkowych. - Świat nie znalazł jeszcze recepty na rozbicie globalnych monopoli. Mamy do czynienia z wielką koncentracją dóbr w rękach nielicznych firm, kilku największych gigantów ma majątek większy niż wiele państw (...). Raje podatkowe to dla nas piekło. Niewybudowane drogi, niedoinwestowane szpitale - mówił. - Potrzebujemy nowego Bretton Woods - dodał. Przypomnijmy, że w Bretton Woods w USA odbyła się w 1944 r. konferencja, na której alianci postanowili utworzyć nowy powojenny ład gospodarczy i odbudować Europę. Powstały wówczas Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. To pierwsze instytucje, jakie miały zarządzać globalizacją. Jest jeszcze jedno globalne wyzwanie, którego też żaden kraj nie rozwiąże samodzielnie. Ratując gospodarkę po wybuchu kryzysu, banki centralne postanowiły rozpocząć politykę "łagodzenia ilościowego", zwaną tez dodrukiem pieniądza, co nieco upraszcza ten mechanizm. Jej skutkom ubocznym było zakłócenie funkcjonowania rynków finansowych - bańki spekulacyjne na rynkach akcji, obligacji czy też nieruchomości. - Tego rodzaju polityka monetarna jest postrzegana bardzo powszechnie jak przynosząca korzyści Wall Street, a nie człowiekowi z ulicy. Najbogatsi zwiększają bogactwo - mówił Desmond Lachman, członek American Enterprise Institute. Od pewnego czasu banki centralne krytykowane są za swoją działalność, głownie przez polityków. Niedawno prezes Deutsche Bundesbanku Jens Weidmann powiedział, że niezależność banków centralnych może być zagrożona. - Podobnie jak demokracja jest lepszym systemem niż jej alternatywy, bank centralny jest lepszym systemem od jego alternatyw. Przygotowań na kolejny szok nie wolno przekazać politykom - powiedział Desmond Lachman. Jacek Ramotowski