Wicepremier Mateusz Morawiecki stwierdził, że jest rozczarowany decyzją prezydenta. Jego zdaniem to były dobre ustawy. W podobnym tonie wypowiadają się także inni politycy Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński odmówił komentarza, jednak słychać głosy, jakoby podczas wielogodzinnego spotkania stwierdził, że nikogo na siłę w swojej partii nie trzyma. Premier, w wygłoszonym orędziu podkreśliła, że rząd jest otwarty na dyskusję, jednak nie chce, by reforma utknęła w "martwym punkcie". Ostrzejszy w swej wypowiedzi był <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a>, który stwierdził, że rząd nie wycofa się z drogi reform wymiaru sprawiedliwości i będzie dążył do jak najszybszych realizacji tych zadań. Pojawiają się pytania co w tej sytuacji zrobi partia rządząca? Konsekwencje polityczne - Na pewno nie jest możliwy scenariusz nieprzyjęcia weta przez Sejm. Do tego potrzebne jest 3/5 głosów, a <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-prawo-i-sprawiedliwosc,gsbi,39" title="Prawo i Sprawiedliwość" target="_blank">Prawo i Sprawiedliwość</a>, w tym momencie, aż tylu głosów nie uzbiera - mówi w rozmowie z Interią dr hab. Ewa Marciniak. - Bardziej istotne mogą okazać się ewentualne konsekwencje polityczne dla obozu rządzącego. Zarówno dla jego spójności, jak i dla relacji obozu rządzącego ze światem zewnętrznym - stwierdza ekspert. Przede wszystkim, jak podkreśla dr hab. Ewa Marciniak, Andrzejowi Dudzie zależało na uspokojeniu nastrojów społecznych. Jednak relacje prezydenta z obozem PiS najprawdopodobniej ulegną sporym zmianom. - W zasadzie można powiedzieć, że swoista "uległa" relacja zakończyła się - uważa Marciniak. - Wszystko wskazuje na to, że liderzy Prawa i Sprawiedliwości naprawdę nie spodziewali się weta, co dodatkowo staje się przesłanką, która przemawia za odzyskiwaniem samodzielności przez prezydenta - dodaje. - Wydaje mi się, że jest to także dobry moment na zbudowanie wokół prezydenta nowego, bardziej centro - prawicowego środowiska politycznego. Dzięki takim wyborcom mógłby wygrać kolejne wybory - przekonuje. Rozłam w partii rządzącej? Dr hab. Ewa Marciniak podkreśla, że teraz może okazać się jak spójny i jednomyślny front wybierze Prawo i Sprawiedliwość. - Dzisiaj wydają się mówić jednym głosem, raczej prezentując postawę rozczarowania wobec prezydenta Dudy. Możliwe jednak, że po pewnym czasie okaże się, czy Jarosław Kaczyński w dalszym ciągu będzie odgrywał spajającą rolę, czy pojawią się pewne pęknięcia - stwierdza. Zaznacza także, że podobna sytuacja miała już miejsce, gdy z Prawa i Sprawiedliwości wyodrębniły się PJN i Solidarna Polska, jednak wówczas PiS było partią opozycyjną. - Dzisiaj jest partią, która zwyciężyła i ma wszelkie narzędzia do tego, żeby przynajmniej do końca kadencji sprawować władzę. Dodatkowo siła oddziaływania prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jego niepodważalna pozycja wśród elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, w dalszym ciągu pozostaje na takim samym poziomie, dlatego na tym etapie - komentuje Marciniak - wydaje mi się, że rozłam w samym klubie parlamentarnym jest niemożliwy. Jak sugeruje ekspert, nie wyklucza to jednak scenariusza budowania pozaparlamentarnego ośrodka, konkurencyjnego wobec PiS, na którego czele mógłby stanąć Andrzej Duda. - Ma do tego pewne przesłanki, bo zyskał, nie wiem jak trwałe, to się okaże, ale jednak poparcie i sympatię protestujących. Bardzo ważna byłaby odpowiedź na pytanie jak zareagowały na lipcowe spacery te osoby, które dotychczas miały obojętny stosunek do polityki. To po pierwsze - podkreśla Marciniak. - Po drugie, wydaje mi się, że Andrzej Duda chyba poczuł się prezydentem. Poczuł, że jest piastunem ważnego urzędu, który ma prawo, a nawet obowiązek być strażnikiem konstytucji. Ma prawo i obowiązek wetować ustawy, w sytuacji kiedy łamią reguły praworządności. - Myślę więc, że utworzenie tzw. "ośrodka prezydenckiego" wydaje się być bardziej możliwe, niż rozłam w samym klubie parlamentarnym PiS - podsumowuje dr hab. Ewa Marciniak.