Andrzej Duda poinformował w poniedziałek, że zawetuje ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, przyprawiając o ból głowy niejednego polityka i wyborcę Prawa i Sprawiedliwości. Prezydent zapowiedział, że w ciągu dwóch miesięcy przedstawi własne projekty ustaw o SN i KRS. O przyczynach decyzji głowy państwa i ciągu dalszym sporu na linii Pałac Prezydencki - Nowogrodzka rozmawialiśmy z prof. Piotrem Wawrzykiem z Uniwersytetu Warszawskiego. * Dariusz Jaroń, Interia: Prezydent mógł zdecydować się na miękki sprzeciw wobec rządu i odesłać ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego zdecydował się na weto? Prof. Piotr Wawrzyk: - Rozumiem intencję pana prezydenta. Rząd nie zrealizował warunku, który Andrzej Duda sobie założył. Nie została wprowadzona do ustawy o KRS poprawka o wyborze sędziów większością 3/5 głosów. To jedno wytłumaczenie podwójnego weta. Drugie - to efekt kontrowersyjnych zapisów, jakie znalazły się w ustawie o Sądzie Najwyższym. Pojawiają się głos, że weto nie jest do końca samodzielną decyzją prezydenta, a jedynie niegroźnym buntem kontrolowanym przez szefostwo Prawa i Sprawiedliwości. Jest coś na rzeczy? - Nie wydaję mi się. Różnica zdań między prezydentem a rządem była zbyt widoczna. Obie strony nie potrafiły tego ukryć, szczególnie strona parlamentarno-rządowa nie kryła swojego zaskoczenia. Z tego względu nie wydaję mi się, żeby to mogło być w jakiś sposób uzgodnione. Potwierdza to fakt, że wczoraj mieliśmy dwa orędzia. Gdyby była jedność w obozie zmian, wystarczyłoby orędzie prezydenta. To drugie - premier Beaty Szydło - pokazuje, że weto nie było uzgodnione z partią. To może prezydent, widząc sytuację polityczną i społeczną w kraju, postanowił samowolnie zagrać pod drugą kadencję? - Nie wiem, czy takie były kalkulacje prezydenta. Ale w praktyce prezydent wygrał głosy tzw. miękkiego elektoratu, który był skłonny głosować na opozycję tylko dlatego, że pojawił się problem sądów. Podwójnym wetem, tak mi się wydaję, odebrał ten elektorat opozycji. Głosy te mogą przesądzić o jego zwycięstwie w wyborach w 2020 roku, ale do tego czasu oczywiście wiele się może jeszcze wydarzyć. Prezydent odebrał opozycji elektorat, postawił też jej polityków w niezręcznej sytuacji. Musieli się nagimnastykować, żeby głowy państwa za bardzo nie pochwalić... - Prezydent nie przekona do siebie polityków opozycji. Zawsze będą krytykować jego decyzje, zawsze będzie dla nich złym prezydentem. Przekonał natomiast część elektoratu. Jaki scenariusz prognozuje pan dla spięcia na linii Nowogrodzka - Pałac Prezydencki? Należy się spodziewać szybkiego zakończenia sporu, czy to początek większej niezależności prezydenta? - Prezydent chce być bardziej niezależny, natomiast jakikolwiek spór wewnątrz tego obozu nie będzie mu służył. Straci na tym zarówno prezydent, jak i Prawo i Sprawiedliwość. Jedna i druga strona straci w wyborach, bo część elektoratu nie pójdzie do urn. Prawica ma już za sobą kilka konfliktów, przez które straciła władzę, nie wierzę, żeby jedna lub druga strona chciała powtórki tej sytuacji. Warto zasypać wszelkie podziały i dalej realizować swój program wyborczy, bo to leży w interesie całego obozu rządzącego. Kto ten ruch pojednawczy pierwszy wykona? - To rzecz wtórna, nie musi być nawet gestów pojednawczych. Ważne, żeby ten projekt, który zgłosi prezydent, powstał wspólnie. I to będzie test dla obozu rządzącego. Nie mam natomiast wątpliwości, że jakikolwiek ten projekt nie będzie, i tak opozycja i środowiska prawnicze będą go kontestować. To oznacza, że za kilka tygodni będziemy mieli podobne protesty. Rozmawiał: Dariusz Jaroń