Robert Mazurek, RMF FM: Pierwszy wicepremier - to znaczy, że jak pani premier Beata Szydło jest w Brukseli, to pan teraz rządzi? Piotr Gliński: - Nie, czasami mam upoważnienie od pani premier, gdy wyjeżdża za granicę, gdy jest to uzasadnione. Teraz nie dała? - Nie było potrzeby. Szkoda - mógłby pan sobie porządzić. A tak naprawdę to może niedługo już tej zabawy, bo za miesiąc rekonstrukcja, tak? - Nie wiem, skąd ma pan takie informacje. Przechodziłem ostatnio i ludzie takie rzeczy mówią. - Ludzie różne rzeczy mówią na ulicach. A co z tego jest prawdą? - Rząd pracuje stabilnie. O Jezu. - Mamy dobre wyniki, ciężko pracujemy, jesteśmy dobrym zespołem. Nie, to wszystko wiemy, ale ja pytam całkiem serio, a pan mi tutaj, że rząd pracuje stabilnie. Trochę szacunku dla słuchaczy, bo jak się dowiedzą, że za dwa tygodnie rekonstrukcja, to będą sobie myśleć, że pan ich okłamał. - Ja równie serio panu odpowiadam. Równie serio - ja wiem, że wy wszyscy ciężko pracujecie. Tylko chciałem spytać - przecież sam pan prezes Kaczyński mówił o tym, że będzie potrzebna ocena, i to dogłębna ocena rządu i tego, co on robił, wymiana ministrów. - To będzie. Zbliża się dwulecie, za miesiąc mamy mniej więcej dwulecie rządu i będzie ocena. A na kogo Piotr Gliński zostanie wymieniony? Na Piotra Glińskiego czy...? - Nie mam pojęcia, naprawdę mam tyle pracy, że nie zastanawiam się nad tym. Sami państwo słyszą - nic nie chce powiedzieć. Na razie spytajmy o to, czego pan dokonał w Ministerstwie Kultury. Dokonał pan tam jakiegoś spustoszenia, nagłego ataku cenzury. Zwolnił pan Magdalenę Srokę z funkcji szefowej PISF-u - państwowego instytutu zajmującego się dzieleniem pieniędzy na produkcję filmów. - W Ministerstwie Kultury a propos pieniędzy dokonałem tego, że udało nam się w dwa lata zrobić to, co było planowane na cztery lata - rozdzielić już wszystkie pieniądze europejskie na inwestycje. To wspaniale. - 86 projektów w całej Polsce na 1 miliard 600 milionów złotych - mówię tylko o europejskich... A dlaczego zwolnił pan szefową PISF-u w połowie jej kadencji? - Jeżeli chodzi o panią dyrektor Srokę, to zgodnie z art. 14. ustawy o kinematografii - to jest kwestia naruszenia prawa, czyli, mówiąc już bardziej szczegółowo, w kodeksie pracy to jest artykuł 100., naruszenie prawa w postaci działania na szkodę instytucji własnej, a także na szkodę... Ale błagam. - Chce pan, żebym wyjaśnił? Tak, tylko tak normalnym językiem, żebym zrozumiał, bo ja na razie się pogubiłem w tych wszystkich artykułach i paragrafach. - Minister kultury ma prawo do takiej decyzji w sytuacji, kiedy dyrektor PISF-u narusza prawo. To prawo zostało naruszone poprzez działanie na szkodę instytucji, która była prowadzona przez panią dyrektor, a także na szkodę pracodawcy, czyli ministra kultury. Dyrektor Sroka - przypomnijmy - wysłała list do senatora Christophera J. Dodda, szefa Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych. To był list, w którym pisała, że to przerażające, że w Polsce możemy wrócić do absurdalnej cenzury prowadzeni przez ksenofobicznych nacjonalistów. To się panu nie spodobało. - To nie jest kwestia niespodobania - to jest list, który wyraża pewne poglądy kierownika instytucji państwowej. Ale Magdalena Sroka twierdzi, że to nie ona napisała list, tylko pracownica. - Sekundę, panie redaktorze, bo warto o treści tego listu powiedzieć. Wszyscy nad tym przechodzimy do porządku dziennego, mówiąc, że to skandal, że to okropny list, ale treść tego listu jest bardzo istotna. To jest list, który formatuje i opisuje rzeczywistość w Polsce - także demokratycznie w Polsce wybraną władzę - jako cenzorów, ksenofobów, nacjonalistów, którzy opracowują jakieś czarne listy proskrypcyjne homoseksualistów. To są absurdy, ale to jest coś więcej niż absurd. To jest odbieranie prawa do funkcjonowania demokratycznie wybranej władzy w ładzie demokratycznym. Krótko mówiąc - to jest jakby unieważnienie tej władzy i to jest rzecz nie do zaakceptowania. Tego rodzaju opis na zewnątrz oczywiście szkodzi wizerunkowi instytutu i Polski. Czemu pan nie przekonał do tego aktorów, reżyserów? Całe środowisko protestuje. - Widzi pan, owszem, mam wiele listów protestacyjnych, a później te same osoby mi mówią: no nareszcie, wreszcie, nie można było już dłużej. Spotykam się z różnymi opiniami. No dobrze, ale zaraz, zaraz. Chce pan powiedzieć, że ci sami ludzie prywatnie mówią panu co innego niż przed kamerami? - Tak, to mówię właśnie. Łącznie z jednym z liderów tej opozycji, tego oporu przeciwko zwolnieniu pani dyrektor. To ciekawe, liderzy protestujący przeciwko odwołaniu Magdaleny Sroki prywatnie mówią, że dobrze, że pan ja wreszcie zwolnił. - Wiele osób, ja nie mówię, że wszyscy. Rozumiem, że żadne nazwiska nie padną na potwierdzenie tej tezy. - No oczywiście, że nie padną, ale pan może to wiedzieć panie redaktorze, bo pan przed chwilą mówił, że ktoś panu też ktoś mówił o tym... To trochę unieważnia całą tę tezę. Zostawmy to... - Nie do końca, bo przecież nie będę bez upoważnienia... Wim Wenders, szef Europejskiej Akademii Filmowej mówi, że pokazuje pan brak szacunku dla kultury i wolności artystycznej. Pana to powinno zaboleć. - Oczywiście, że mnie boli, jeśli takie opinie są. Wim Wenders - to porządny reżyser. - Tak, porządny. "Lisbon story", "Paryż-Teksas", "Niebo nad Berlinem"... Bardzo porządny. Lubię te filmy, ich nastrój, chociaż to specyficzny reżyser, osobny bardzo. Nie będziemy rozmawiać o Wendersie. - Możemy. Natomiast ja odpisałem mu bardzo spokojnie, że nie wiem, czy został wprowadzony w błąd czy może się mało orientuje. Uzasadniłem, na jakiej podstawie pani dyrektor została zwolniona i że to nie kwestia braku szacunku, tylko kwestia niezgody na to, że ktoś działa na szkodę państwowych instytucji w Polsce. I to nie byle kto, bo ktoś odpowiedzialny za polską kinematografię. Zaprosiłem pana Wima Wendersa do Polski. Dobrze, to o tym porozmawiamy, jak przyjedzie, z panem się spotka, tak jak Bono. Wszystkich pan zaprasza, ale na razie nie wpadają. Może zaprosi pan w takim razie, jako pierwszy wicepremier, bo nie jako minister kultury. - Co pan z tym pierwszym wicepremierem dzisiaj? Tak się pana nazywa. No co? - Tak kiedyś Jarosław Kaczyński faktycznie powiedział i to jest w jakimś sensie... Dostaje pan 200 złotych więcej od Morawieckiego. - Nie, nie, nie... Dobrze, błagam... - My dostajemy jako wicepremierzy o 200 złotych więcej niż ministrowie, ale wszyscy tyle samo. Dobra, ok - zostawmy to. Jako wicepremier może pan pomoże w takim razie w rozwiązaniu konfliktu z lekarzami, bo na razie wygląda na to, że wszyscy mają to gdzieś. Oni sobie tam strajkują, minister Radziwiłł mówi, że on więcej nie da i cisza. - No, o ile wiem, to przygotowujemy chyba, bo na komitet stały dzisiaj ma wejść regulacja prawna, która by jasno czy twardo przewidywała te 6 proc. Ale panie redaktorze... To nikogo nie zadowala. - To nie jest kwestia do żartów, bo oczywiście, nikt nie jest z nas zadowolony z tego, że polska służba zdrowia wygląda tak, jak wygląda i że jest niedoinwestowania. A jest pan zadowolony, panie premierze, z tego, jak to pokazuje telewizja publiczna? - Zaraz, bo pan już przerzuca następny temat. No mam powiedzieć coś na temat tego protestu? No jeżeli twierdzi, że nie jesteście zadowoleni... - Jest kwestia oczywiście tego, że służba zdrowia powinna lepiej funkcjonować, ale my naprawdę żeśmy dużo zrobili przez te dwa lata i chcemy poważnie tę sprawę rozwiązać w przeciwieństwie do naszych poprzedników. No nie wiem, dlaczego rezydenci nie protestowali wcześniej. Myśmy akurat dodali łącznie w ciągu tych dwóch lat 8-14 miliardów złotych na służbę zdrowia.