Informacja z promu Stena Spirit wpłynęła do Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa we wtorek o godz. 1.50 w nocy. Prom znajdował się wówczas około 20 kilometrów na północ od Przylądka Rozewie."Od razu zadysponowano statki ratownicze "Bryza" i "Sztorm", które przeszukały rejon w odległości 10 Mm na Północ od Rozewia" - czytamy. Około godz. 8.00 do poszukiwań dołączył również samolot Morskiego Oddziału Straży Granicznej. Jak przekazał rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR, Rafał Goeck, o wypadku poinformował kapitana promu jeden z członków załogi. "Przebywał on wówczas na pokładzie, w części ruchowej i usłyszał krzyk. Zgłosił ten fakt kapitanowi statku i - po sprawdzeniu monitoringu, okazało się, że z pokładu 11 promu, czyli z wysokości mniej więcej 25 m od lustra wody, za burtę wypadła jedna osoba" - powiedział. Dodał, że mężczyzna, który znalazł się za burtą, to osoba w wieku około 20-40 lat ubrana w białą koszulę i czarne spodnie. Prom Stena Spirit płynął z Gdyni do Karlskrony w Szwecji. Jak poinformowano w najnowszym komunikacie, tuż przed godziną 13 zakończono poszukiwania. Niestety, nie udało się znaleźć zaginionego mężczyzny. Goeck wyjaśnił, że akcję przerwano, opierając się na prawidłach podręcznika działań ratownictwa morskiego wydanego przez Międzynarodową Organizację Morską (IMO). Dodał, że podręcznik ten zawiera m.in. zapisy pozwalające dokonać wyliczeń, jak długo człowiek jest w stanie przeżyć w wodzie w konkretnych warunkach. Wyjaśnił, że pod uwagę brane są m.in. temperatura wody, siła i kierunek wiatru itp. Rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR tłumaczył, że w miejscu wypadku woda w Bałtyku miał 18 stopni Celsjusza, na morzu wiał też wiatr. Mówił, że według prawideł IMO, w tej konkretnej sytuacji, przeżywalność określono na 12 godzin. "Oczywiście, jeśli ta osoba w ogóle przeżyła upadek z 25 metrów" - podkreślił, dodając, że po upływie 12 godzin nie było już "żadnej nadziei na znalezienie całego i zdrowego poszukiwanego".