"Nie było żadnego zamieszania, które by komukolwiek czymkolwiek groziło, to rzeczywiście nie tylko nieporozumienie, ale to bardzo intensywnie, znakomicie, perfekcyjnie i z dużą znajomością mediów robiona dezinformacja - powiedział Macierewicz, pytany o sprawę przez dziennikarzy."Oba samoloty były absolutnie sprawne, rzecz polegała tylko na tym, kto w którym samolocie będzie siedział, czy dziennikarze będą lecieli razem z politykami, czy może osobno" - dodał. Zarzucił mediom, że bagatelizują rzeczywiste zagrożenia, "a gdy go nie ma, robicie z niego przedstawienie". Szef MON, który wziął udział w świątecznym spotkaniu w 1. Warszawskiej Brygadzie Pancernej w Wesołej, powtórzył, że "uda się w tym roku w pełni wykorzystać wszystkie pieniądze przeznaczone na modernizację armii", a plan wydatków na ten cel "pierwszy raz od dziewięciu lat w pełni co do grosza zostanie zrealizowany". Tłok w samolocie W poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna" opublikował artykuł dotyczący powrotu w ubiegłym tygodniu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie, gdzie odbyły się polsko-brytyjskie konsultacje pod przewodnictwem premierów: Beaty Szydło i Theresy May. Jak napisał, wojskowa casa, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, samolot był źle wyważony. Według "DGP", odbywały się wówczas rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później casą, a kapitan embraera oświadczył, że samolot nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany; ostatecznie po opuszczeniu pokładu przez grupę osób embraer odleciał do Polski. Pytany o kulisy powrotu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie rzecznik rządu Rafał Bochenek powiedział we wtorek, że lot został zorganizowany zgodnie z przepisami instrukcji HEAD, która jest tajna. "Wszystko, zgodnie z procedurami, zostało wcześniej zgłoszone, zaanonsowane, odpowiednie listy pasażerów zostały zatwierdzone i była taka możliwość z uwagi na to, że mieliśmy odpowiednią liczbę miejsc na pokładzie samolotu. I wbrew tym zarzutom, które pojawiają się w opinii publicznej, jakoby miejsc było mniej niż ilość pasażerów, która pojawiła się na pokładzie samolotu, oczywiście to jest nieprawda. Absolutnie nigdy nie może dojść do takiej sytuacji, że na pokładzie samolotu znajdzie się więcej osób, niż jest miejsc. Miejsca były" - dodał. PO: To kabaret z bezpieczęństwa Tymczasem Platforma Obywatelska proponuje, by sprawę zbadała Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych i prokuratura. "Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za bałagan (związany z organizacją lotu), tłumaczenia (szefowej Kancelarii Premiera) Beaty Kempy są absurdalne, udowodniła wszystkim, że nie zna przepisów prawa i nie chce wziąć odpowiedzialności za potencjalne niebezpieczeństwo, które mogło doprowadzić do tragedii" - powiedział poseł PO Mariusz Witczak we wtorek na konferencji prasowej w Sejmie. Jak dodał na pokład samolotu wpuszczono więcej osób, niż jest miejsc w samolocie. "Nie wiemy, co robił przedstawiciel Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i dlaczego dopuścił do takiego chaosu i bałaganu" - zaznaczył Witczak. Jego zdaniem, "rządzący robią sobie kabaret z bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie". Tłumaczenia Kempy Beata Kempa powiedziała w poniedziałek PAP, że "<cywilna> instrukcja HEAD nie została w żaden sposób złamana". "Jest to dokument niejawny. W sytuacji braku samolotów mogą zdarzać się sytuacje, kiedy są decyzje, czy to lotniska, czy przewoźników, na które trzeba reagować w trakcie" - dodała.We wtorek w radiowej Jedynce, Kempa tłumaczyła, że są dwie instrukcje: jawna i z klauzulą zastrzeżoną, o której nie może mówić publicznie. "Za każdym razem, gdy jest zapotrzebowanie na lot, muszą być układane te kwestie zgodnie z instrukcjami, to jest oczywiste, tak się stało teraz" - zaznaczyła. "Natomiast, jeśli czytam, że ktoś miał lecieć na stojąco, albo ktoś się buntował, bo nie chce wykonać polecenia pilota (...), my tej sytuacji tolerować nie będziemy i te gorzkie żale pozostawimy na boku" - powiedziała minister.