Karę 3 i pół roku więzienia wymierzył w piątek Sąd Okręgowy w Katowicach byłemu członkowi plutonu specjalnego ZOMO Romanowi S., oskarżonemu o strzelanie do górników z kopalni Wujek w grudniu 1981 r. Od milicyjnych kul zginęło wtedy dziewięciu protestujących górników, a 21 zostało rannych.
Pacyfikacja Wujka była największą tragedią stanu wojennego. W piątkowym wyroku sąd wymierzył S. karę 3 i pół roku więzienia. Złagodził ją o połowę na mocy amnestii.
Sędzia Maciej Dutkowski podkreślił w uzasadnieniu, że działania milicji w Wujku były akcją zaczepną - nie było podstaw do podjęcia interwencji, w szczególności do użycia broni palnej. Użyto jej żeby zabić - były to strzały mierzone, w newralgiczne części ciała; strzelano nawet do górników, którzy próbowali udzielić pomocy kolegom - wskazał.
Większość członków uczestniczącego w tej akcji plutonu specjalnego ZOMO została już wcześniej prawomocnie osądzona. Roman S. miał osobny proces, ponieważ przez lata był ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania. Został zatrzymany 17 maja w Chorwacji. Władze tego kraju wydały go polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jego proces - w którym zeznawali m.in. niektórzy pokrzywdzeni i dwaj inni członkowie plutonu specjalnego - rozpoczął się we wrześniu.
Prokurator IPN domagał się dla S. 10 lat więzienia. Obrona chciała uniewinnienia, sam oskarżony w ostatnim słowie powiedział, że nigdy w życiu nie wystrzelił żadnego pocisku w stronę człowieka ani nie strzelił w powietrze. Zadeklarował, że łączy się w bólu z rodzinami ofiar tej tragedii. 62-letni dziś Roman S. podczas pacyfikacji kopalni miał 24 lata.
Roman S. został oskarżony o to, że "16 grudnia 1981 r. w Katowicach, będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, (...) członkiem plutonu specjalnego Pułku Manewrowego KW MO w Katowicach, działając wspólnie z innymi członkami tego plutonu, dopuścił się zbrodni komunistycznej stanowiącej zbrodnię przeciwko ludzkości, polegającej na stosowaniu represji i naruszaniu praw człowieka".
Chodzi o udział oskarżonego "w pobiciu strajkujących górników kopalni Wujek". Roman S. - jak czytamy w akcie oskarżenia - "użył niebezpiecznego narzędzia w postaci broni palnej, oddając strzały w kierunku wyżej wymienionej grupy osób, narażając je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia".
Ogłoszenie wyroku uniemożliwiała grupa kilkudziesięciu działaczy pod przewodnictwem Adama Słomki z Konfederacji Polski Niepodległej. Sprawę, która miała rozpocząć się o godz. 11, wywołano z blisko półgodzinnym opóźnieniem.
Kiedy sąd otworzył salę rozpraw, część publiczności, która weszła do środka, wzniosła transparenty z plakatami przypominającymi stan wojenny i napisami wzywającymi do rozliczenia "sędziów-zbrodniarzy", niektórzy stanęli na ławkach.
Kiedy przewodniczący składu orzekającego zakazał manifestacji, odmówili. Na salę została wezwana policja, by wyprowadzić manifestujących. Demonstranci odmawiali opuszczenia sali, krzycząc m.in. "Dość bezprawia", "Precz z komuną" i śpiewając "Rotę".
Słychać było odgłosy wniesionych na salę trąbek.
Sędzia, protokolantka, obrońcy oraz dziennikarze opuścili salę.
Zachowanie Adama Słonki z Konfederacji Polski Niepodległej i jego zwolenników krytycznie ocenili uczestnicy strajku w kopalni Wujek z grudnia 1981 r.
Ich zdaniem, odpowiedzialność za to, co się stało, ponosi też sąd, wyznaczając publikację wyroku na rocznice wprowadzenia stanu wojennego.
"Bardzo źle, że tak się stało, właśnie w dniu dzisiejszym" - powiedział przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" w Katowicach Krzysztof Pluszczyk.
"Winę za to ponosi sąd, który powinien to przewidzieć, ogłaszając wyrok 13 grudnia - jaki by on nie był" - ocenił. Pluszczyk przypomniał, że on sam demonstrował niezadowolenie z orzeczeń sądowych ws. Wujka, ale robił to już po ogłoszeniu wyroku.
"Przyszliśmy tu przecież wszyscy, by usłyszeć wyrok" - dodał. Podobnego zdania jest legendarny przywódca strajku w Wujku Stanisław Płatek, który termin ogłoszenia wyroku określił jako "chichot, wręcz rechot historii". "Takich rzeczy się nie robi. Wiem, że były pewne terminy, ale sąd powinien to zrobić kiedy indziej" - wskazał.
Pytany o zachowanie na sali sądowej powiedział: "Różne stacje telewizyjne, błysk fleszy. Można mieć swoje pięć minut, można zaistnieć na antenie, jak się nie potrafi nic innego zrobić".