- Planujemy zakup kilku bezpilotowych samolotów rozpoznawczych różnych typów - potwierdza pułkownik Sylwester Michalski, rzecznik Sztabu Generalnego. Optymistyczny scenariusz zakłada, że pierwsze maszyny średniego zasięgu (o promieniu działania 50 - 250 kilometrów) trafią do jednostek już w przyszłym roku. Ambitne zamiary sięgają dalej. Zakładają one, że za kilka lat Polacy będą dysponować zdalnie sterowanymi samolotami zwiadowczymi o zasięgu liczonym w tysiącach kilometrów. W dodatku będą one uzbrojone w rakiety. - Uczestnictwo w misjach pokojowych powoduje konieczność wyposażenia żołnierzy w jak najnowszy sprzęt rozpoznawczy. To zredukuje niebezpieczeństwo na jakie narażeni bywają nasi ludzie - tłumaczy Michalski. Plany wojska, co nie dziwne, cieszą producentów broni. - Jesteśmy zainteresowani produkcją powietrznych zwiadowców. Czekamy na konkretne wymagania MON-u - mówi Marek Borejko z produkującego zaawansowany elektronicznie sprzęt Radwaru. Ta warszawska firma współpracuje z niemieckim koncernem zbrojeniowym Rheinmetall. Razem proponują mundurowym zakup latającego szpiega o nazwie KZO, który z powodzeniem przesyła obraz z terenów oddalonych od operatora o 100 kilometrów. Nad mniejszymi samolotami, które np. mogą być dodatkowym okiem dla idącego na patrol oddziału, pracuje z kolei firma WB Electronics z Ożarowa Mazowieckiego. Możliwości wytwarzanego przez nią SOFAR-a już wkrótce sprawdzą na afgańskich pustyniach stacjonujący tam Węgrzy, którzy zakupili kilka tego typu urządzeń. Dariusz Sobczak, dyrektor marketingu w firmie WB Electronics, zapytany, czy przedsiębiorstwo zamierza zaoferować także większe maszyny, odpowiada enigmatycznie: - Jest taka potrzeba. Plany sztabu generalnego to także szansa na nadrobienie wieloletnich zaległości. Od ubiegłego roku nasze Siły Zbrojne dysponują siedmioma izraelskim maszynami zwiadowczymi Orbiter (jedną z nich miał już wcześniej elitarny GROM). Kolejne cztery maszyny przyjadą do Polski w najbliższym półroczu. Z ich możliwości korzystają głównie kontyngenty wojskowe w Iraku i Afganistanie. Według uzyskanych przez nas informacji samoloty odbyły tam łącznie około stu różnego rodzaju misji. - Brały udział w ochronie pielgrzymów podczas święta Asury. Poszukiwały kryjówek partyzantów, latały nad polskimi bazami podczas wizyt VIP-ów. W tym premiera - wylicza major Krzysztof Flis, rzecznik 49. Pułku Śmigłowców Bojowych, w którym formalnie stacjonują samoloty. Orbitery są ciche, trudne do wykrycia i wyposażone w dziesięciokrotnie powiększającą cel kamerę. Jak podkreślają nasi rozmówcy, dzięki tym cechom doskonale sprawdziły się w przelotach nad miastami, czy monitorowaniu terenu wokół bazy w irackiej Diwaniji. Gorzej jest w Afganistanie, gdzie wykorzystanie powietrznych zwiadowców ograniczają m.in. silne górskie wiatry. I nie tylko one. - Stacjonujący tam żołnierze wyjeżdżają na długie patrole. Nasze samoloty mają zbyt krótki zasięg, by na kilka godzin przed przejazdem konwoju przelecieć nad drogą i sprawdzić, czy gdzieś nie kryje się zasadzka - mówi major Dariusz Kacperczyk, z nadzorującego zagraniczne ekspedycje Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Polacy są wówczas zdani na rekonesans wykonywany przez sojuszników. A przecież najlepiej polegać na swoich.