Tym samym podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji i oddalił apelację mężczyzny. Ten domagał się od powiatu białostockiego i nadleśnictwa Dojlidy 80 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania za skutki wypadku, który miał miejsce pod Białymstokiem we wrześniu 2009 roku. Kierowca jechał wówczas fiatem seicento, drogą powiatową w okolicach wsi Hryniewicze i Lewickie, gdy nagle z prawej strony, z lasu, wybiegł na jezdnię łoś. Doszło do zderzenia, zwierzę wpadło na samochód, który został kompletnie zniszczony i po wypadku nadawał się jedynie do kasacji. Kierowca doznał poważnych obrażeń głowy i kręgosłupa. Przed sądem domagał się 80 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania, bo - w jego ocenie - powinien na tej drodze stać znak ostrzegawczy o dzikich zwierzętach. Zapewniał, że wtedy z większą ostrożnością jechałby na tym odcinku. Sądy obu instancji uznały jednak, że właściciel drogi nie miał obowiązku ustawienia tam takiego znaku. Jak uzasadniał w czwartek sąd apelacyjny, nie było dowodów na to, iż przed tym wydarzeniem miały tam miejsce wypadki drogowe z udziałem dzikich zwierząt. Nie było też potwierdzenia, że miejsce, gdzie doszło do wypadku, leży na szlaku migracji zwierząt.