Jak poinformował we wtorek Piotr Kaczorek z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA, funkcjonariusze z katowickiej delegatury Biura, na polecenie Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, zatrzymali we wtorek rano na Podbeskidziu Piotra Z., dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku oraz jego zastępcę Cezarego Ś. Funkcjonariusze z Białegostoku ujęli zaś Zenona A. - naczelnika jednego z wydziałów w tej dyrekcji lasów. Jak poinformowała Beata Michalczuk z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, zatrzymanym osobom najprawdopodobniej we wtorek zastaną przedstawione zarzuty m.in. przekroczenia uprawnień oraz spowodowania szkody majątkowej w wielkich rozmiarach. Zatrzymanym grozi do 10 lat więzienia. Są oni odpowiedzialni za nadzorowanie spraw związanych z gospodarką drewnem w tym gospodarstwie leśnym. Według ustaleń śledztwa prowadzonego od kilku miesięcy przez białostocką delegaturę CBA, kierownictwo białostockiej Regionalnej Dyrekcji miało wyrządzić wielkie szkody finansowe w majątku Lasów Państwowych i zarazem Skarbu Państwa w wyniku sprzedaży 50 tys. metrów sześciennych drewna, za łączną kwotę co najmniej 5 mln 200 tys. zł. - CBA ustaliło, że kierownictwo Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku wbrew obowiązującym procedurom kodeksu leśno-handlowego, sprzedało podlaskiemu biznesmenowi zajmującemu się przerobem drewna, wysokojakościowe szerokie bale bez przeprowadzania koniecznej w tym przypadku aukcji. Dwie firmy należące do tego biznesmena w drugiej połowie 2007 roku kupiły około 50 000 merów sześciennych drewna - napisano w przesłanym komunikacie. Według CBA, na różnicy pomiędzy ceną uzyskiwaną na aukcjach, a tą, którą zapłacił biznesmen, Lasy Państwowe straciły co najmniej 5 mln 200 tys. zł. Agenci CBA przeszukują obecnie mieszkania i biura zatrzymanych. Jak informują, sprawa jest rozwojowa i niewykluczone, że zarzuty w śledztwie usłyszą kolejne osoby. Zatrzymanie osób na stanowiskach kierowniczych potwierdził także w rozmowie rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, Marek Taradejna. Nie chciał jednak komentować zdarzenia.