Chory na schizofrenię mężczyzna zmarł dwa dni po policyjnej interwencji w jego domu. Funkcjonariuszy wezwała jego konkubina, bo 34-latek od dawna nie przyjmował leków. Rodzina i sąsiedzi twierdzą, że interwencja na Barszczańskiej była wyjątkowo brutalna. - Kopali go jakieś 20 minut - mówi jedna z mieszkanek osiedla. - Był normalnym chłopakiem. Miał nawroty choroby, ale z nim trzeba było postępować delikatnie, nie kopać i dusić - powiedziała bratowa zmarłego, Małgorzata Karolczyk. Według policji mężczyzna był agresywny wobec funkcjonariuszy i trzeba było użyć siły.