Napastnik przewieziony został do szpitala psychiatrycznego, ale mieszkańcy zaczynają poważnie obawiać się o swoje życie - sądzą, że sadysta szybko stamtąd wyjdzie. To nie był bowiem pierwszy niekontrolowany atak jego furii. Około 30-letni mężczyzna regularnie wyzywał swoich sąsiadów, groził im. Kilka osób pobił. Jego agresja nie wywoływała jednak do tej pory żadnej reakcji ze strony policji, Straży Miejskiej czy Zarządu Budynków Mieszkalnych - administratora budynku. - Policja twierdziła, że nic nie może zrobić, a ZBM wciąż obiecywał, że wyśle do nas więcej strażników miejskich - mówi jeden z mieszkańców bloku, który woli pozostać anonimowy. - Kiedyś zostałem przez niego pobity. Policjanci poradzili mi, żebym zrobił obdukcję. Ale co z tego, skoro ten chłopak nie poniósłby żadnych konsekwencji, przecież powinien przebywać na oddziale zamkniętym - denerwuje się sąsiad. Matka 30-latka zobowiązała się zostać jego opiekunką prawną, aby syn nie trafił do zakładu. Na myśl o efektach tej opieki sąsiadów przechodzą ciarki. Rozmówca reportera "Suwałki.info" twierdzi, że od chwili zabicia psa, mieszkańcy zaczęli bać się o swoje życie. - Jeśli on wyjdzie z tego szpitala, to będzie kaplica. Już i tak nikt nie wypuszczał dzieci samych nie podwórko - martwi się suwalczanin. Widmo powrotu sąsiada-sadysty ich przeraża. - On zabił tego pieska na klatce. Na oczach właścicielki. Potem uciekł do domu, wyrzucił nóż i próbował ukryć się przez policją - relacjonuje z przejęciem mężczyzna. Funkcjonariusze o zdarzeniu z psem nie chcą mówić - odmawiają udzielenia informacji na ten temat. Potwierdzają tylko, że takie zdarzenie miało miejsce, a zatrzymany mężczyzna trafił do szpitala.