Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa SG zawarła ugody z 15 osobami - rodzicami, wdowami i dziećmi trzech funkcjonariuszy, którzy stracili życie, gdy 31 października 2009 r. spadła na ziemię maszyna patrolująca granicę polsko-białoruską. Ugody zawierano stopniowo od dwóch tygodni. Najwięcej porozumień, dwanaście, podpisano w piątek. Ostatnią ugodę, z synem jednego z funkcjonariuszy, podpisano w poniedziałek. Jak poinformowała rzeczniczka prasowa SG mjr Justyna Szmidt-Grzech, zgodnie z ugodami członkowie rodzin ofiar otrzymają po 100 tys. zł zadośćuczynienia za śmierć bliskiej osoby, jednocześnie zrzekną się dalszych roszczeń z tego tytułu. Kwoty te nie obejmują odszkodowań, bowiem - jak podkreśla SG - zostały one już wypłacone w latach 2009-2010. Rodziny otrzymały też pomoc finansową, np. zapomogi ze środków SG i MSWiA.- Sprawa świadczeń odszkodowawczych jest nadal otwarta - powiedział reprezentujący rodziny radca prawny Sylwester Nowakowski. Ocenił, że porozumienie zadowoliło obie strony. Początkowo każdy z bliskich ofiar katastrofy wystąpił z roszczeniem na kwotę 1 mln zł, później żądania obniżono do 250 tys. zł. Podobnie czyniły rodziny żołnierzy, którzy stracili życie w katastrofach wojskowych samolotów - CASA w styczniu 2008 r. i Bryza w marcu 2009 r. Ugody zawarte z MON, podobnie jak porozumienia Skarbu Państwa z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej, opiewały właśnie na 250 tys. zł dla każdego z bliskich. We wszystkich tych porozumieniach stwierdzono, że - w przeciwieństwie do ugód zawartych przez Straż Graniczną - nie zamykają one rodzinom drogi do dochodzenia przed sądami ewentualnych dalszych świadczeń. Na początku października, gdy przed sądem doszło do pierwszego posiedzenia ugodowego, Straż Graniczna odmówiła porozumienia na warunkach proponowanych przez rodziny. Reprezentujący SG radca prawny Roman Comi podkreślał, że kwoty wypłacone przez MON obejmowały zarówno odszkodowania, jak i zadośćuczynienia, gdy tymczasem SG już wypłaciła odszkodowania oraz zatrudniła wdowy. Jednocześnie obie strony zgadzały się, że rodzinom należy się wypłata zadośćuczynienia. Od tego czasu strony negocjowały kwotę zadośćuczynienia i kilka razy przekładały terminy zawarcia ugody. Pierwsze porozumienie podpisano 9 listopada. Ugody zawarto ze wszystkimi osobami, które zgłosiły się z roszczeniami. Wypłata świadczeń powinna zakończyć się na przełomie 2011 i 2012 roku. Należący do Straży Granicznej śmigłowiec PZL Kania (wersja rozwojowa śmigłowca Mi-2), który wykonywał lot patrolowy wzdłuż wschodniej granicy z Białegostoku do Mielnika, rozbił się 31 października 2009 r. około godz. 18. Po nocnych poszukiwaniach, jego szczątki znaleziono po stronie białoruskiej, ok. 200 metrów od granicy, na wysokości miejscowości Klukowicze (woj. podlaskie). Zginęły trzy osoby: doświadczony 49-letni pilot z wieloletnim stażem, nawigator (35 lat) i operator (34 lata). Specjalnie powołana komisja uznała, że przyczyną wypadku był "błąd w technice pilotowania w wyniku naruszenia przepisów lotniczych i warunków wykonywania zadania". Ustalono, że na katastrofę nie miał wpływu ani stan techniczny śmigłowca, ani warunki jego eksploatacji. Oględziny wraku wykazały też, że maszyna nie była ostrzelana ani zestrzelona w związku z przekroczeniem granicy z Białorusią. Część materiałów w śledztwie w ramach pomocy prawnej była zbierana na Białorusi. Oddzielne śledztwa prowadziły prokuratury w Polsce i na Białorusi. Prokuratura Okręgowa w Białymstoku umorzyła swoje śledztwo pod koniec czerwca 2010 r., przyczyną tej decyzji była śmierć sprawcy, czyli pilota.