Sąsiad podpiął do ogrodzenia 230 woltów, a przepisy mówią wyraźnie: nie może ono przekraczać 30 woltów. Rolnik tłumaczy że zrobił to, bo ludzie cały czas deptali mu łąkę. Sprawą zajęła się już prokuratura - informuje "Super Express". Niedziela. Słoneczne popołudnie. Lucyna Poznańska z dziećmi i wnukami idzie przez łąkę do Narwi. Na końcu siedmioosobowej grupki, która porusza się gęsiego, jest jej syn, Zdzisław Poznański . - Nagle usłyszałem głuche uderzenie o ziemie - mówi Sławomir Olszewski, narzeczony siostry Zdzisława. - Obejrzałem się i widzę, że Zdziśkiem rzuca we wszystkie strony, a z ust i nosa leci piana. Zaczepił nogą o elektrycznego pastucha. Sławomir próbuje mu pomóc. Ale prąd razi i jego. Obok stoi trójka małych dzieci. Wrzeszczą przerażone. - Córki pobiegły do sąsiada, właściciela łąki - opowiada Lucyna Poznańska. - A ten zamiast wyłączyć prąd, zaczął wymachiwać im nożem. Kobiety wróciły na miejsce tragedii. Próbowały pomóc nieprzytomnemu. Ktoś wezwał karetkę. Pół godziny później Zdzisław w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala w Łomży. Kilka godzin umierał. Bogdan M. ( tłumaczył policjantom, że zwiększył napięcie w ogrodzeniu, bo chciał tylko odstraszyć ludzi. Mężczyzna trafił do aresztu. Prokuratura postawiła mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi mu za to kara do pięciu lat więzienia.