Według prokuratury, motywem miała być zemsta za to, że złożył obciążające oskarżonych zeznania w tamtym procesie. Mateusz zginął 24 października 2005 roku. Wyszedł z mieszkania, wywołany przez kolegę z bloku. Trzech mężczyzn wepchnęło go do samochodu i wywiozło za miasto. Tam został śmiertelnie pobity kijem bejsbolowym i młotkiem. Ciało zamordowanego odnaleziono dopiero pół roku później około kilometra od domu, w zagajniku przy bagnie. Było ono w stanie rozkładu i dopiero badania DNA potwierdziły, że to ciało Mateusza. Oskarżeni, to handlarz narkotyków 25-letni Przemysław R. oraz kolega zamordowanego 20-letni Kamil L, który wywołał Mateusza z domu, by zaraz potem porwać go i zabić. Obaj nie przyznają się do postawionych im zarzutów. Według prokuratury w zabójstwie wzięło udział jeszcze dwóch sprawców, których nie udało się ustalić. Przemysław R. nie chciał we wtorek składać wyjaśnień przed sądem. Kamil L. przyznał się przed sądem do pomocy w pozbawieniu wolności Mateusza, bo był winny Przemysławowi R. 60 zł za narkotyki. Zastrzegł jednak, że "nie było mowy o zabójstwie". "Mateusz miał dostać manto, czyli kilka razy pięścią w twarz, za to że wsypał Przemysława R." - mówił. Wyjaśnił, że ustalenia z R. były takie, że wyprowadzi Skreczkę z domu, zaprowadzi go na umówione miejsce i weźmie ze sobą jakieś metalowe narzędzie, żeby go postraszyć. Oskarżony wziął młotek. Kamil L. obciążył w swoich zeznaniach przed sądem dilera narkotyków. Powiedział, że kiedy wsadzili Mateusza do samochodu, Przemysław R. zaczął mu grozić. Potem pojechali za miasto, gdzie diler uderzył młotkiem w głowę Mateusza. Następnie z innym - nieustalonym mężczyzną - poszli z Mateuszem za krzaki i bili go. Kamil L. zeznał, że nie widział jak sprawcy bili 17-latka, bo było ciemno, ale słyszał odgłosy i jęki bitego. Według oskarżonego, po wszystkim zostawili pobitego Mateusza i odjechali. Kamil L. jeszcze tego samego dnia powiedział matce chłopca, że widział Mateusza, ale rozstali się i jej syn na pewno przyjdzie do domu. Zdenerwowana kobieta szybko zgłosiła zaginięcie chłopca policji. Ta - według kobiety - zignorowała sprawę. Postępowanie przeciwko policjantom prokuratura umorzyła. Policja przeprowadziła z kolei wewnętrzne postępowanie, w wyniku którego dyżurny policjant otrzymał naganę za opieszałość. Proces będzie kontynuowany w środę.