To ponowny proces w tej sprawie. W pierwszym sąd pierwszej instancji skazał oskarżonego Alberta L. na 25 lat więzienia, uznając, że nie miał miejsca przypadek obrony koniecznej. Sąd apelacyjny wyrok jednak uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania, uznając, że należy jeszcze raz szczegółowo rozważyć linię obrony oskarżonego. Według aktu oskarżenia do zabójstwa doszło między 3 a 12 kwietnia 2009 roku we wsi Jaczno koło Różanegostoku. 51-letni kuzyn oskarżonego zginął od ciosów siekierą, jego ciało zostało wrzucone do dołu ze śmieciami i przysypano ziemią. Śledztwo ruszyło dopiero półtora roku później, gdy sąsiad zmarłego trafił na jego szczątki. Wówczas policjantom ze specjalnego zespołu zajmującego się trudnymi, nierozwiązanymi sprawami, udało się odnaleźć podejrzanego o dokonanie zabójstwa a także jego przyrodniego brata, podejrzanego o utrudnianie śledztwa i pomoc w zacieraniu śladów zbrodni. Okazało się, że są w więzieniu, gdzie odsiadują kary za włamania. Oskarżony Albert L. w czwartek przyznał się przed sądem do zabójstwa, ale mówił, że musiał bronić się przed kuzynem, który miał w ręku nóż i groził, że go zabije. - Nie planowałem tego zabójstwa, działałem pod wpływem amoku - mówił. Dodał, że zrobił to ze strachu o swoje życie. Twierdzi, że nie miał możliwości ucieczki, bo był blisko napastnika, a wszystko działo się bardzo szybko. Sąd okręgowy analizuje szczegóły zdarzenia. Także to, czy prawdziwe są wyjaśnienia oskarżonego o tym, że jego kuzyn był już wcześniej agresywny nie tylko wobec niego, ale i innych mieszkańców wsi - działo się też nie tylko wtedy, gdy był pod wpływem alkoholu. Sąd rozpoczął w czwartek przesłuchania świadków. Kolejni mają być przesłuchiwani pod koniec sierpnia.