Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku - poinformowała w czwartek prokurator Beata Michalczuk z miejscowej Prokuratury Okręgowej. Jesienią 2005 roku kobieta organizująca wyjazd zaproponowała dziewczętom pracę w barze w Grecji, w charakterze kelnerek lub barmanek. Miały zarabiać po 40 euro dziennie plus napiwki. Zapewniała, że nie chodzi o prostytucję. Na miejscu okazało się jednak, że miałyby świadczyć usługi seksualne. Dziewczęta od początku nie godziły się na to. W mieszkaniu, w którym je przetrzymywano, były stale kontrolowane, nie mogły wychodzić same, korzystać z radia i telewizji. Po tygodniu pobytu w Grecji jednej z dziewcząt udało się przez telefon komórkowy nawiązać kontakt z "La Stradą", która pomaga kobietom w takiej sytuacji. Dostała stamtąd sms-a, że powinny uciec, a lokal, w którym miałyby pracować, to miejsce, gdzie prostytutki świadczą usługi seksualne. Jeszcze tego samego dnia zabrała je policja, powiadomiona przez polski konsulat (jego pracownicy zostali zawiadomieni prawdopodobnie przez "La Stradę"). Wtedy dowiedziały się też, że Grek, z którym miały kontakt na miejscu, były karany m.in. za pobicia kobiet, gwałty i zmuszanie do prostytucji. Organizatorka wyjazdu ukrywała się przez wiele miesięcy, ale udało się ją zatrzymać za granicą. Była aresztowana, obecnie zmieniono to na poręczenie majątkowe, dozór policji i zakaz opuszczania kraju (połączony z zakazem wydania paszportu). Kobieta nie przyznaje się do zarzutów. Grozi jej do dziesięciu lat więzienia.