Kar od roku do dwóch lat więzienia zażądał w piątek prokurator w procesie pięciu młodych białostoczan, oskarżonych o propagowanie faszyzmu i nienawiści na tle rasowym. Chodzi o malowanie na murach i pomnikach m.in. swastyk, napisów SS czy antyżydowskich haseł. Dla dwóch osób prokurator chce warunkowego zawieszenia wykonania kary roku więzienia na trzy lata, ale dla trzech innych zażądał dwóch lat, półtora roku i roku więzienia bez zawieszenia. Obrońcy dwóch oskarżonych wnieśli o uniewinnienie, trzy inne oskarżone osoby, nie reprezentowane w piątek przez obrońców, poprosiły sąd o uniewinnienie, albo "najniższy wyrok". Prokurator postawił w tej sprawie zarzuty działania w zorganizowanej grupie, która 1,5 roku temu malowała swastyki, napisy "SS" i antyżydowskie hasła w różnych miejscach w mieście. Jak mówił oskarżyciel w swym końcowym wystąpieniu, w środowisku białostockich skinheadów działała grupa pod nazwą "Czwarta edycja" - istniała (lub istnieje) od połowy 2006 roku. To organizacja młodszych skinów. Zamknięta dla innych, mająca na celu popełnianie przestępstw, jej członkowie wspierali się wzajemnie - tak scharakteryzował ją oskarżyciel. W wakacje 2007 roku grupa podjęła decyzję o akcji malowania napisów na cmentarzu żydowskim i pomniku ofiar powstania w getcie, zbliżała się bowiem rocznica tego wydarzenia. Obrońcy przekonywali, że "nie można popadać w pewną paranoję", związaną z ogromnym zainteresowaniem sprawą ze strony mediów, a także - jak mówili - polityków. W ich ocenie nie było żadnej grupy przestępczej według definicji Kodeksu karnego (m.in. dlatego, że nie miała przywództwa). Przedstawiali też własne argumenty na to, że malowanie napisów na murach nie jest propagowaniem faszyzmu czy antysemityzmu, bo "namalowanie czegokolwiek na murze nikogo nie przekonuje". W ich ocenie, nawet jeśli oskarżeni rzeczywiście malowali takie napisy, to nie miało to znamion "przestępstwa propagowania", bo nikt nie został przekonany. Dlatego, jak mówili, to co najwyżej niszczenie mienia. Przed mowami końcowymi stron, sąd okręgowy przesłuchał wzywanego od wielu miesięcy świadka. Przyznając, że obawia się pobicia, 18- latek odwołał swoje zeznania dotyczące oskarżonych. W śledztwie podawał pseudonimy, nazwy grup subkultury skinheadów, przed sądem jednak zeznał, że nic nie pamięta i nic nie wie. Przyznał jedynie, że do skinów należał, ale już zaprzeczył, że był w jakiejkolwiek grupie. Sąd odczytał jego wcześniejsze zeznania. Wtedy 18-latek mówił o tym, co robił, w jakiej grupie i kogo (po pseudonimach) znał. W piątek powiedział, że wszystko wymyślił, aby policjanci dali mu spokój. Dopytywany przez prokuratora przyznał, że obawia się pobicia. Takie zdarzenie miało bowiem miejsce wcześniej. - Zmieniłem zeznania, bo nie chcę mieć nic wspólnego z tą sprawą - mówił świadek. "Bałem się przyjść na rozprawę. Wciąż boję się, że mogę zostać pobity - dodał chłopak. Napisy wymieniane w akcie oskarżenia pojawiły się m.in. na tablicy przy bloku w miejscu, gdzie stał dom twórcy esperanto Ludwika Zamenhofa, a także na nagrobkach i murze na cmentarzu żydowskim. Najwięcej takich incydentów miało miejsce w sierpniu i wrześniu 2007 roku. Grupa m.in. przygotowała wielki baner pokryty swastykami z napisem "Jude raus", który miał zawisnąć nad ulicą w centrum miasta.