Pilot, który leciał sam, przeżył, trafił do szpitala z urazami głowy i nóg - poinformowała policja i straż pożarna. Do wypadku doszło w czwartek przed godziną 19.00, gdy śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego podchodził do lądowania. Jak podała policja, pilot leciał z Gdańska maszyną, która miała czasowo zastąpić śmigłowiec, stacjonujący w Suwałkach. Około 800 metrów od lotniska pilot próbował awaryjnie lądować w polu, na razie nie wiadomo z jakich powodów. Suwalska policja podała, że pilot miał tuż przed wypadkiem zgłaszać problemy z nawigacją. W momencie wypadku nad miastem były złe warunki atmosferyczne, m.in. gęsta mgła. Próba awaryjnego nie powiodła się, maszyna spadła na ziemię i uległa zniszczeniu, ma przełamany ogon, nie doszło jednak do pożaru. Do miejsca wypadku szybko dojechali strażacy i załoga karetki pogotowia, stanowiącej zabezpieczenie na suwalskim lotnisku. Pilot był przytomny i poza kabiną. Do szpitala trafił z obrażeniami głowy i obu nóg. Przyczyny wypadku będzie badała komisja zajmująca się katastrofami lotniczymi. Jej członkowie prawdopodobnie przyjadą do Suwałk w piątek. Prawdopodobne jest też śledztwo prokuratorskie w sprawie wypadku.