Sąd zgadza się na podawanie danych i pokazywanie w mediach wizerunków oskarżonych. Ich obrońcy chcą kar zdecydowanie łagodniejszych niż prokurator, zaś oskarżyciel posiłkowy - przyjęcia, że było to usiłowanie zabójstwa lub surowszej kary za rozbój. Wyrok w tej sprawie Sąd Okręgowy w Białymstoku ma ogłosić w środę. Wcześniej poinformował strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu: z rozboju w wersji kwalifikowanej, czyli z użyciem niebezpiecznego narzędzia na rozbój. Ten pierwszy jest surowiej karany. W mowie końcowej prokurator wyjaśniała, dlaczego oskarżyciel nie mógł przyjąć, że doszło do usiłowania zabójstwa, jak chce pokrzywdzony kierowca i środowisko taksówkarzy w Białymstoku, które z uwagą przygląda się procesowi. Podkreślała, że prokuratura "nie stoi na straży praw oskarżonych, ale na straży prawdy obiektywnej". Dodała, że kara siedmiu lat więzienia, nawet biorąc pod uwagę wiek sprawców, ich dobrą opinię ze szkoły i miejsca zamieszkania, niekaralność, nie będzie niesprawiedliwa. Spełni cel wychowawczy i da zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości - mówiła prokurator. Pełnomocnik napadniętego kierowcy, który ma w procesie status oskarżyciela posiłkowego przekonywał sąd, że nastolatkowie mieli zamiar zabić taksówkarza. Mówił, że działali z premedytacją, bo długo przygotowywali się do napadu i używali narzędzi, które mogły doprowadzić do śmierci kierowcy. Przywoływał przykład z "Krótkiego filmu o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie bohater dokonał zabójstwa taksówkarza linką. To dwójka młodych ludzi, którzy z zimną krwią przygotowywali się do zbrodni - mówił o oskarżonych. To plan zrodzony w głowach nie bandytów, ale dzieciaków - odpowiadał na to jeden z obrońców. Adwokaci przekonywali sąd, że był to "rozbój w trybie podstawowym" i nie ma jakichkolwiek dowodów, by chodziło o zabójstwo kierowcy. W ich ocenie, biorąc pod uwagę wiek sprawców, niekaralność, ich skruchę, kary powinny być dużo łagodniejsze. Obaj oskarżeni zgodnie mówili, że żałują tego, co się stało i proszą o sprawiedliwy wyrok. Do napadu doszło jesienią 2008 roku. Nastolatkowie, koledzy z jednej klasy liceum, wsiedli do taksówki przy jednej z białostockich galerii handlowych. Prokuratura przyjęła, w oparciu o zebrane dowody, że chodziło im o dobry samochód, który zamierzali sprzedać, by mieć pieniądze "na imprezy", a konkretnie na wynajęcie mieszkania do tego celu. Zamówili kurs na obrzeża miasta. Gdy tam dojechali, zaatakowali 65-letniego kierowcę metalowym przedmiotem i próbowali dusić kablem (mężczyzna doznał m.in. urazu głowy) i uciekli jego mercedesem. Taksówkarz zdołał dojść do pierwszych zabudowań i tam mieszkańcy zawiadomili policję. Nastolatkowie rozbili samochód niedługo potem. Do Białegostoku zabrał ich wezwany telefonicznie kolega. Dojechali tam już w kajdankach - policja zatrzymała ich podczas blokady dróg.