W Białymstoku goszczą eksperci z Polskiego Towarzystwa Chirurgów Drzew. Oglądali zieleń m.in. w ogrodzie Branickich w Białymstoku, spotkali się z miejskimi urzędnikami. Jak poinformowała białostocki ogrodnik miejski Magdalena Gajewska, miasto chce zainteresować dendrologów m.in. usychającymi lipami na ulicy Lipowej. To jedna z głównych ulic w mieście. Lipy usychają tam m.in. dlatego, że rosną w terenie, który jest wyłożony płytkami bitumicznymi. Drzewa mają wokół siebie mało odkrytego gruntu, ich korzeniom szkodzi także sól, którą zimą posypywane są ulice. Lipy rosną bardzo blisko pasa drogowego. Gajewska dodała, że miastu chodzi o praktyczne poznanie nowych metod, które mogłyby pomóc tym drzewom. Urzędnicy chcieliby, aby dendrolodzy przygotowali indywidualną ekspertyzę dot. tego problemu. Ogrodnik dodała, że jeśli nie uda się uratować lip, w grę może wchodzić ich zamiana na inny gatunek, który jest odporniejszy na takie warunki. Gajewska podkreśliła, że jednym z ważniejszych problemów z zielenią w mieście są drzewa rosnące w pasach drogowych. Zimą są narażone na oddziaływanie soli, którą posypuje się ulice. - To jest problem ogromny. To jest w ogóle problem miast - powiedziała. Dodała, że w tym względzie miasto będzie szukało fachowych rad u specjalistów. Miasta mają też problem z niszczącym kasztanowce szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem. Prezes Polskiego Towarzystwa Chirurgów Drzew Marek Kubacki powiedział, że trwa dyskusja na temat stosowanych metod leczenia kasztanowców - od tych najprostszych, takich jak zgrabianie liści, po te najbardziej inwazyjne, jak stosowane szczepionki. Według Kubackiego, zazwyczaj tereny zielone w miastach są źle planowane, niewłaściwie dobiera się też gatunki, które mają tam rosnąć. - To się wszystko na siebie nakłada - dodał. Radził, by wybierać sadzonki z dobrych szkółek, ale lokalnych, a nie zagranicznych, bo lokalna roślinność ma lepsze szanse na właściwy wzrost niż gatunki obce. Kubacki powiedział, że drzewom w miastach często szkodzą też prowadzone inwestycje. Drzewom szkodą wykopy, utwardzanie terenu, obniżanie wód gruntowych. - Zmieniające się bardzo szybko warunki, które stwarzamy roślinom w naszych miastach powodują, że często te drzewa nie nadążają za tym wszystkim. My się bardzo szybko przystosowujemy do zmian. Zmiany ewolucyjne w drzewach to są setki, jak nie więcej, lat. Dlatego też rolą człowieka jest pomagać drzewom, czyli stwarzać takie warunki, żeby chciały żyć wśród nas - powiedział Kubacki. Podkreślił, że drzewa reagują na zmiany w otoczeniu po kilku latach. Przestrzegał przed wprowadzaniem na siłę gatunków egzotycznych dla danego środowiska, bo z góry oznacza to problemy. Mówił, że w miastach trudniej funkcjonować gatunkom iglastym niż liściastym, bo iglaste są bardziej podatne na choroby czy na zmiany w poziomie wód gruntowych. Mówił, że trudno teraz przewidzieć, co będzie się działo za kilkanaście lat z obcymi gatunkami iglaków, które teraz masowo pojawiają się w ogrodach. Kubacki powiedział, że miasta powinny zacząć od inwentaryzacji zieleni, by wiedzieć, jaki jest jej stan. "Drzewostan to jest wielki majątek" - podkreślał i podał przykład miast w Stanach Zjednoczonych, które mają zasoby zieleni na swoim terenie dosłownie przeliczone na pieniądze. - Wartość miasta to jest m.in. zieleń - dodał. Stowarzyszenie Polskie Towarzystwo Chirurgów Drzew zajmuje się leczeniem drzew. Jak powiedział Kubacki, powstało w 1991 roku. Wyłączyło się wtedy ze Stowarzyszenia Inżynierów Techników Ogrodnictwa. Skupia około 180 członków różnych specjalności. To m.in. biolodzy, leśnicy, ogrodnicy, architekci krajobrazu, osoby, które prowadzą firmy zajmujące się pielęgnacją zieleni, ale i urzędnicy zajmujący się pielęgnacją drzew.