Zmarły był przed śmiercią maltretowany, a jego ciało próbowano spalić w ognisku, by zatrzeć ślady. Sprawcy byli pod wpływem alkoholu. Znali ofiarę. To powtórny proces w tej sprawie; sąd zezwolił mediom na podanie danych osobowych i wizerunku skazanego. Sąd zajmował się apelacją od wyroku dla współoskarżonego o udział w zabójstwie. Drugi ze współsprawców został już prawomocnie skazany na dożywocie. Do zbrodni doszło trzy lata temu. Dokładnie nie wiadomo, jaki był jej motyw. W śledztwie mowa była o zemście jednego ze sprawców (skazanego na dożywocie) rzekomo za to, że 18-latek miał go wydać policji. Jak ustalono w śledztwie, najpierw - po wypiciu alkoholu - doszło do kłótni, potem pobicia. Później obaj sprawcy zaciągnęli ofiarę na łąkę za zabudowania (chłopak mógł już wtedy być nieprzytomny) i zaczęli się nad nią znęcać. Z przerwami, trwało to kilka godzin. Używali paralizatora, noża; zadali co najmniej dziesięć ciosów siekierą w głowę. Zwłoki próbowali spalić, rozpalając na nich ognisko. W uzasadnieniu wyroku sędzia z sądu apelacyjnego zwrócił uwagę, że do zabójstwa doszło, gdy sprawcy byli pod wpływem alkoholu. - Alkohol był czynnikiem podstawowym tego czynu - mówił sędzia Andrzej Ulitko. Dodał, że nie po raz pierwszy tak się stało, bo z wokand sądowych wynika, że "głównym czynnikiem popełniania czynów zabronionych jest właśnie alkohol". Omawiając zebrane w sprawie dowody, sędzia podkreślił, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił, że Rafał Marczuk był współsprawcą zbrodni, a nie jedynie brał udział w zacieraniu śladów zabójstwa. Sąd Apelacyjny utrzymał też we wtorek wyrok 2,5 roku więzienia dla mężczyzny, który maltretowanemu Dawidowi nie udzielił pomocy.