Reklama

Tragedia rodzinna w Białymstoku. 47-latek miał zarzut znęcania się nad rodziną

Po tragedii, do której doszło w poniedziałek w Białymstoku, na jaw wychodzi coraz więcej szczegółów. 47-latek, który prawdopodobnie zadał swoim bliskim śmiertelne rany nożem, a potem doprowadził do potężnego wybuchu gazu, usłyszał wcześniej zarzut znęcania się nad rodziną.

Jak podaje "Kurier Poranny", mężczyzna musiał wyprowadzić się z domu po decyzji prokuratora i miał zakaz kontaktowania się z bliskimi, który obowiązywał do 31 sierpnia, czyli ostatniego poniedziałku. Właśnie wtedy doszło do tragedii.

Okazuje się też, że rodzina była objęta procedurą tzw. Niebieskiej Karty.

Jak mówi podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji, funkcjonariusze jedyny raz zostali wezwani pod ten adres na interwencję pod koniec maja. - Prokurator zastosował wobec mężczyzny środki zapobiegawcze w postaci nakazu opuszczenia domu, zakazu zbliżania się i kontaktowania z pokrzywdzonymi oraz dozoru policji - mówi podinsp. Krupa.

Reklama

W tym samym czasie 47-latek usłyszał zarzut znęcania się nad żoną i dzieckiem, a także kierowania gróźb karalnych wobec matki. Na początku lipca został sporządzony akt oskarżenia, który trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Na 24 listopada wyznaczono pierwszą rozprawę.

Teraz, po tragedii, akta sprawy - z powodu ciężaru gatunkowego i zawiłości sprawy - zostaną przekazane z Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

Przypomnijmy, w rodzinnej tragedii zginęły - oprócz 47-latka - 10-letnia dziewczynka, jej 40-letnia matka oraz 72-letnia babcia, na ciele których zostały znalezione rany cięte i kłute zadane nożem. Mężczyzna miał natomiast na szyi wisielczą pętlę. Dlatego policja przyjęła wersję o rozszerzonym samobójstwie.

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama