Miał to być pierwszy krok do zawieszenia działalności niektórych oddziałów, gdyby przed końcem września nie udało się porozumieć z lekarzami, którzy kilka miesięcy temu złożyli wypowiedzenia umów o pracę. Jak poinformował dyrektor łomżyńskiego szpitala Marian Jaszewski, decyzję o wstrzymaniu przyjęć odłożył do poniedziałku, bo wciąż liczy na to, że więcej lekarzy będzie wycofywać wypowiedzenia. Zaznaczył, że w czwartek zrobiło to dziesięciu lekarzy. Według Jaszewskiego, jeżeli nie dojdzie do porozumienia, 1 października do pracy przyjdzie 80 lekarzy - spośród 174 zatrudnionych. Aby zapełnić resztę etatów, 26 września zostaną otwarte oferty od lekarzy, którzy chcieliby pracować w Łomży. - Mam już kilka ofert m.in. z Białegostoku - dodał Jaszewski. Jaszewski powiedział też, że mimo polepszenia sytuacji szpitala zagrożone "wygaszeniem" są cztery oddziały, z których ordynatorami nie doszedł do porozumienia. Są to oddziały: neurologiczny, chorób płuc i gruźlicy, zakaźny i noworodkowy. - Najgorszą sytuację mamy na oddziale noworodkowym, gdzie w przypadku ewakuacji musielibyśmy przenieść ok. dziesięciu noworodków do szpitala w Białymstoku. Poza tym do końca przyszłego tygodnia powinniśmy wypisać ok. 95 proc. pacjentów z tych oddziałów, więc w sumie zostanie niewiele osób do ewentualnej ewakuacji - dodał Jaszewski. Lekarze z łomżyńskiego szpitala, którzy nie wycofali swoich wypowiedzeń, nie chcą zgodzić się na warunki zaproponowane przez dyrektora, ponieważ żądają w umowie zapisu, który w 2009 roku gwarantowałby im wzrost ich pensji do trzykrotnej sumy średniej krajowej. Na to z kolei nie chce się zgodzić Jaszewski, bo jak twierdzi, są to żądania nieracjonalne i szpitala nie stać na taki wydatek. Leszek Kołakowski z komitetu strajkowego szpitala w Łomży mówił w środę, że lekarzom nie chodzi o doraźne załatwienie problemu, a za takie uważają propozycje finansowe dotąd składane przez dyrekcję szpitala. Swoje stanowisko lekarze przedstawili w przekazanym w piątek mediom liście otwartym. Piszą w nim m.in. o "minimalnym zainteresowaniu" rozwiązaniem konfliktu ze strony dyrekcji szpitala i Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku, organu założycielskiego szpitala. - Dyrektor sugeruje wypowiedziami w mediach, że to z naszej winy w szpitalu zostanie zamkniętych połowa oddziałów i że wykazujemy obojętność na los szpitala i jego pracowników. Opinie te, w całości nieprawdziwe, są jedynie próbą przerzucenia odpowiedzialności na innych i ukrycia efektów nieprawidłowego zarządzania jednostką - napisali strajkujący lekarze. Podkreślili też, że w razie zamknięcia części oddziałów, a może i całego szpitala, skutkować to będzie zwolnieniami kilkuset osób i uniemożliwi dostęp chorych do wielu specjalistycznych procedur medycznych. - Koszty ponoszone przez lekarzy, którzy w związku z tymi decyzjami mogą utracić pracę, będą niewspółmiernie małe w stosunku do kosztów, jakie będzie musiała ponieść cała lokalna społeczność - napisali lekarze, apelując do rady społecznej szpitala, lokalnych władz i partii o pomoc w rozwiązaniu konfliktu.