Tłumaczą, że na oddziale były rotawirusy, co stwarzało dodatkowe niebezpieczeństwo dla małej pacjentki. Matka dziecka usłyszała, że jej córka i tak by umarła. Na razie dyrekcja placówki przeprowadziła wewnętrzną kontrolę. Nie wykazała ona żadnych uchybień. Daria Gwiazdowska skończyłaby 10 miesięcy w pierwszy dzień świąt. Jak wspomina pani Sylwia - matka dziewczynki - mała chorowała dość często. Miała chorobę genetyczną - zespół Edwardsa. Ostatni raz przebywała w szpitalu w Suwałkach dwa tygodnie temu. - Zapewniono nas, że córka zawsze będzie mogła trafić na oddział i nikt nie odmówi jej pomocy - dodaje Sylwia Gwiazdowska. Lekarz nie przyjął dziecka na oddział Właśnie w sobotę (18 grudnia) dziecko takiej pomocy potrzebowało. - Kiedy miałam ją nakarmić, Daria nagle zesztywniała. Wezwałam pogotowie z Sejn i przekonałam lekarza, żebyśmy pojechali do Suwałk - wspomina kobieta. Sylwia Gwiazdowska zaznacza jednak, że w międzyczasie doktor wykonał telefon do szpitala w Suwałkach i zapowiedział przybycie dziewczynki. - Do suwalskiego szpitala weszliśmy przez SOR i od razu otrzymaliśmy upomnienie. Do dziecka przyszła lekarka. Miała pretensje, że nikt nie powiadomił jej wcześniej - dodaje. Zabrakło dobrej woli? Specjalistka z zakresu pediatrii i reumatologii zdecydowała, że dziewczynki nie przyjmie na oddział. Słowa lekarki cały czas brzmią w uszach Sylwii Gwiazdowskiej. Pani doktor miała wtedy powiedzieć, że dziecko i tak umrze. Dodatkowo tłumaczyła, że na oddziale są rotawirusy. - Oddziały dziecięce w Suwałkach zajmują aż dwa piętra. Pamiętam, że w szpitalu były wolne dwie izolatki - wspomina Gwiazdowska. Jej zdaniem w tamtym momencie zabrakło lekarzom po prostu dobrej woli. Pomógł dopiero szpital w Sejnach Po kilkunastu minutach słownej przepychanki zapadła decyzja, by dziewczynkę przetransportować do innej placówki - w Augustowie lub Sejnach. Dziecko zostało ostatecznie przyjęte na oddział dziecięcy szpitala w Sejnach. Choć i tam były rotawirusy, nikt nie robił problemów. - Miałyśmy nawet wolną salę - mówi Sylwia Gwiazdowska. Jak wspomina ze łzami w oczach matka dziewczynki, personel tamtejszego szpitala zrobił wszystko, by pomóc jej córce. Mała Daria zmarła jednak w niedzielę po południu. Była reanimowana w Sejnach przez 20 minut. Dyrektor placówki zaprzecza Dr Justyna Matulewicz-Gilewicz, dyrektor ds. medycznych Szpitala Wojewódzkiego, tłumaczy - w imieniu suwalskiej lekarki - że dziecku nie odmówiono pomocy, tylko zostało ono przekazane do szpitala w Sejnach. Sylwia Gwiazdowska zaprzecza. Mówi, że w dokumentach ma wpis o odmowie przyjęcia do szpitala, a nie przekazaniu dziecka do innej placówki. Doktor Matulewicz-Gilewicz uważa, iż decyzja lekarki z oddziału dziecięcego nie była spowodowana terminalnym stanem Darii. - W jej przypadku nie przewidywano działań reanimacyjnych. Była to decyzja, którą podjęła matka przy wypisaniu. Mamy tę decyzję na piśmie - dodaje zastępca ds. medycznych. Nie będzie skargi na lekarkę Zdaniem lekarki sytuacja epidemiologiczna w suwalskim szpitalu spowodowałaby dodatkowe obciążenie dziewczynki rotawirusem. Dr Justyna Matulewicz-Gilewicz przyznaje jednak, że "sposób przekazywania informacji rodzinie w tej sytuacji na pewno pozostawia wiele do życzenia". Sylwia Gwiazdowska nie zamierza składać skargi na suwalską lekarkę. Postanowiła nagłośnić sprawę, aby inni rodzice nigdy nie musieli przeżywać takiego dramatu jak ona. Chociaż wiceszefowa suwalskiej placówki nie ma zastrzeżeń do decyzji pani doktor, chce, żeby sprawę wyjaśnił wojewódzki konsultant do spraw pediatrii. Prośba o wydanie przez niego opinii, ma zostać wysłana w ciągu kilka najbliższych dni.