Decyzję o strajku podjął związek zawodowy kierowców PKS Białystok, w porozumieniu z zakładową Solidarnością. Bezpośrednim powodem ogłoszenia strajku był brak reakcji marszałka województwa podlaskiego na prośbę protestujących związkowców o mediację z zarządem spółki PKS Białystok w ich sprawie. Przewodniczący komitetu strajkowego Krzysztof Bagiński powiedział we wtorek, że jeśli postulat odwołania zarządu spółki zostanie spełniony, strajkujący kierowcy są gotowi wrócić do pracy "od zaraz". Strajk oznacza, że z dworca PKS w Białymstoku nie odjedzie dziennie ok. 400 autobusów z rozkładu jazdy. Według informacji uzyskanych przez PAP w spółce, od wczesnego rana do godz.8.00 nie zrealizowano ok. 80 kursów. Strajk nie obejmuje kursów związanych z umowami, jak komunikacja miejska (MPK) w Sokółce, ważne są także szkolne umowy, czyli tam gdzie autobusy wożą do szkoły dzieci. Z Białegostoku odjeżdżają też autobusy innych spółek, jak np. PKS Suwałki. Protest pracowników rozpoczął się w ubiegłą środę, wtedy kilkunastu związkowców związku kierowców i zakładowej Solidarności rozpoczęło strajk głodowy. Powodem było dyscyplinarne zwolnienie przez zarząd PKS Białystok przewodniczącego Związku Zawodowego Kierowców oraz jego zastępcy. Strajkujący wysłali list do marszałka województwa podlaskiego z prośbą o mediację. Jednak jak mówił wtedy rzecznik marszałka Jan Kwasowski, osobą decydującą w tym sporze jest zarząd spółki PKS Białystok. Dodał, że jeśli prezes spółki zwróci się z prośbą o mediację do marszałka, ten dopiero wtedy zainterweniuje w tej sprawie. W piątek odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Z Białegostoku i Sokółki nie wyjechało ponad 20 autobusów należących do PKS Białystok. Związkowcy zapowiedzieli, że będą rozmawiać z prezesem spółki tylko przez mediatora. Domagali się od zarządu spółki przywrócenia do pracy kierowców zwolnionych dyscyplinarnie oraz niewyciągania konsekwencji służbowych wobec osób, które uczestniczyły w proteście. Obecnie domagają się też zwolnienia prezesa spółki oraz jego zastępcy. W oświadczeniu wysłanym do mediów przez zarząd spółki PKS Białystok napisano, że akcja protestacyjna jest działaniem nielegalnym, a zorganizowali ją kierowcy, którzy zostali zwolnieni dyscyplinarnie z pracy, z powodu nadmiernego zużycia paliwa. Według zarządu spółki przekroczenie zużycia norm paliwa wynosi kilkadziesiąt procent, zachodzi też podejrzenie popełnienia przestępstwa. Zarząd uważa, że gdyby nie zareagował zwolnieniami na nielegalne pozyskiwanie paliwa przez kierowców, mogłoby to doprowadzić do wzrostu cen biletów nawet o 30 proc. Radni PiS domagają się od przewodniczącego sejmiku województwa, aby zwołał w najbliższych dniach nadzwyczajną sesję sejmiku poświęconą właśnie sytuacji w białostockim PKS. PKS Białystok zatrudnia około 400 osób. W dwóch skonfliktowanych z zarządem PKS związkach: Związku Zawodowym Kierowców i Solidarności działa ok. 140 pracowników, przeważnie kierowców. Właścicielem PKS Białystok jest od kilku miesięcy samorząd województwa podlaskiego.