To takie same wyroki, jakie zapadły w październiku 2010 roku przed sądem pierwszej instancji. Choć sąd apelacyjny inaczej zakwalifikował jedno ze zdarzeń, to kary łączne orzekł w takiej samej wysokości. Uzasadnił, że nie ma żadnych okoliczności łagodzących, które mogłyby wpłynąć na obniżenie wyroków. Sąd pierwszej instancji zasądził też od skazanych po ponad 130 tys. zł od każdego na rzecz pokrzywdzonych (w ramach obowiązku naprawienia szkody), przyznał również napadniętym zadośćuczynienie po 10 tys. zł od każdego ze sprawców. W tym zakresie wyrok został w mocy utrzymany. Obrońcy oskarżonych chcieli zmian wyroków lub zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji. Prokuratura, która przed białostockim sądem okręgowym domagała się kar po 15 lat więzienia, ostatecznie nie wniosła odwołań. Uzasadniając wyrok, sędzia Halina Czaban mówiła, że zdecydowana większość zarzutów apelacyjnych nie potwierdziła się. Powiedziała też, że dowody w tej sprawie, powiązane ze sobą, przesądzają o winie wszystkich oskarżonych. Przypomniała, że to nie tylko zeznania samych napadniętych, ale również m.in. opinie biegłych, ślady DNA, zapis monitoringu oraz gryps więzienny jednego z oskarżonych do drugiego. Sąd ocenił również, że "nie ma cienia wątpliwości" co do prawdomówności właścicieli kantorów o kwotach pieniędzy, które zostały zrabowane, a co było kwestionowane przez obrońców wszystkich trzech oskarżonych. Jak mówiła sędzia Czaban, nie było żadnych okoliczności, które pozwalałyby złagodzić kary. Skazani (mają od 26 do 34 lat) to recydywiści, wcześniej karani byli za podobne przestępstwa. Sędzia zwróciła też uwagę, że w ich przypadku trudno mówić o jakiejkolwiek resocjalizacji. Napady miały miejsce wiosną 2009 roku. Kantory są zlokalizowane w ruchliwych miejscach miasta, napadów dokonano w dzień, sprawcy używali m.in. gazu. W pierwszym przypadku zaatakowany został mężczyzna, który niósł z samochodu do kantoru torbę z pieniędzmi, w drugim przypadku sprawcy zaatakowali właściciela kantoru w środku placówki, gdy siedział za ladą. Po napadach policja zwracała uwagę, że w obu przypadkach właściciele kantorów nie uważali za konieczne zabezpieczyć się na wypadek takiego zdarzenia. W pierwszym przypadku mężczyzna, niosący torbę ze znaczną kwotą, nie korzystał z ochrony ani innych zabezpieczeń, zaatakowany został przed drzwiami kantoru. W drugim przypadku właściciel kantoru i kasa nie były zabezpieczone np. szybą pancerną. Co prawda w obiekcie był monitoring, dzięki czemu szybko ustalono dwóch sprawców, ale wobec braku innej ochrony rabusie w ok. 20 sekund zdołali zaatakować mężczyznę i ukraść pieniądze.