Wypadek wydarzył się 6 września koło Jeżewa (woj. podlaskie), przy zjeździe do miejscowości Pajewo. Kierowana przez Łotysza scania najechała na tył auta osobowego, które oczekiwało na skręt w lewo. Uderzony samochód został obrócony i wepchnięty na przeciwny pas ruchu, wprost pod nadjeżdżającą inną, litewską ciężarówkę. Zginęło małżeństwo z 17-letnim synem, mieszkańcy Pajewa. W śledztwie, jak i w środę przed sądem, 50-letni Łotysz przyznał się zarówno do spowodowania wypadku, jak i tego, że prowadził po alkoholu. Na sali sądowej nie chciał składać wyjaśnień. Przeprosił jedynie rodzinę zmarłych. - Żałuję tego, co się stało. Nie oczekuję, żeby mi przebaczyli, ale chciałbym bardzo przeprosić rodziny zmarłych - mówił po rosyjsku Martins K. Na sali byli bliscy ofiar wypadku, m.in. matka zmarłej kobiety oraz siostry małżonków. Starsza pani miała zdjęcie zmarłych, długo i głośno płakała. Łotewski kierowca wiózł z Estonii do Czech transport 17 ton kabli. Dokładnie nie wiadomo, jak dużo alkoholu wypił, zanim wieczorem 6 września 2010 roku wyjechał na trasę w kierunku Warszawy z jednej z podbiałostockich stacji benzynowych. Późniejsze badania wykazały, że tuż po wypadku miał ponad 2 promile alkoholu i stężenie jeszcze rosło. - Zabił rodzinę, ale zabił też nas. Jak mamy teraz żyć? - pytali przed sądem bliscy ofiar wypadku. Litewski kierowca ciężarówki, pod którą wepchnięta została osobowa honda mówił, że pogoda była zła, intensywnie padało. Powiedział, że usłyszał jedynie uderzenie, a potem zobaczył, że osobowy samochód został wypchnięty na jego pas ruchu. Mówił, że stało się to tak nagle, że zaczął hamować dopiero po wypadku, a honda była jeszcze przez pewien czas pchana przez jego tira. Sąd odroczył proces do końca lutego. Ma wówczas zeznawać zmiennik litewskiego kierowcy, a także biegli, m.in. medycyny sądowej i do spraw wypadków.