- Jestem tu, by stanowczo zaprotestować przeciwko postawie dyrektora DSK. Jeśli chodzi o poniedziałek, czyli pierwszą wizytę w SOR, łgarstwem jest, że odmówiłam badań laboratoryjnych. Zwrócę uwagę na fakt, że miałam spakowane w aucie rzeczy Bolkusia na popyt w szpitalu. Przypominam, że przy drugiej wizycie zarzucono mi też, że szarpnęłam dziecko przy ubieraniu, dlatego boli go rączka - mówiła matka zmarłego dziecka podczas konferencji prasowej, którą transmitowała stacja TVN24. Kobieta odniosła się w ten sposób do stawianych jej zarzutów. "Ludzie, którzy w fałszu są znakomicie zorganizowani" - Chcę powiedzieć, że w tym szpitalu są ludzie, którzy w fałszu są znakomicie zorganizowani. W swych knowaniach i podłych zachowaniach przewidzieli wszystko, prócz jednego... że kiedyś przyjdzie im zmierzyć się z takim człowiekiem, ja mój Grzegorz, tata Bolkusia - zaakcentowała. - Zapomnieli również o wartości ludzkiego życia - dodała. Podczas konferencji zabrał głos również ojciec Bolka. - Chciałem poinformować, że został zainicjowany ruch, który przyjął nazwę Ruchu Sprawiedliwych. Wyznaczone już zostały jasne cele. Pierwszy to czuwać by ludzie winni cierpienia i śmierci Bolka ponieśli odpowiedzialność za swoją postawę i zachowania z niej wynikające. Następny cel, to przyczynić się do oczyszczenia szpitala DSK z ludzi, którzy przeszkadzają lekarzom szanującym swą pracę - podkreślił. - Winni zaniedbań powinni ponieść surowsze konsekwencje niż nagana - wyjaśniają rodzice chłopca. Deklarują, że będą pilnować, by osoby odpowiedzialne za cierpienie i śmierć ich dziecka zostały ukarane za swoją postawę. "Winni zostali ukarani odsunięciem od stanowisk i naganą" Działaniem Ruchu Sprawiedliwych ma być też m.in. przekazanie na rzecz szpitala 10 złotych. Ma to być zapłata za badania krwi, których nie wykonano u ich dziecka przez co nie wykryto w porę bardzo groźnej choroby, na którą zmarł chłopiec. Dyrektor szpitala przyznaje, że na tym etapie wyjaśniania sprawy zaniedbania lekarzy dotyczą jedynie nierespektowania procedur. - Winni zostali ukarani odsunięciem od stanowisk i naganą. Na razie jednak będą to jedyne konsekwencje - mówi dyrektor UDSK Janusz Pomaski. Dodał, że musi czekać na działania prokuratury, która powinna rzetelnie zbadać sprawę. - Dopóki śledczy nie zakończą pracy, nie należy spodziewać się radykalnych kroków - mówi dyrektor Pomaski. Zarzut braku właściwej diagnozy Przypomnijmy, że rodzice zmarłego na początku grudnia 13-miesięcznego dziecka zarzucają lekarzom Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku brak właściwej diagnozy. To oni zawiadomili prokuraturę, gdy chłopiec był już w stanie krytycznym. Jak mówili wtedy mediom, zanim ich syn został hospitalizowany, dwa razy trafiał do szpitala, ale był odsyłany do domu bez właściwej diagnozy. Chłopiec był w szpitalu w stanie ciężkim, w śpiączce. Zmarł Dziecko zostało hospitalizowane dopiero wtedy, gdy po raz trzeci zostało przywiezione przez rodziców, którzy mieli wtedy wyniki badań krwi chłopca. Zdiagnozowano u niego białaczkę szpikową. Chłopiec był w szpitalu w stanie ciężkim, w śpiączce. Zmarł na początku grudnia. Wyniki swoich prac upubliczniły już dwie komisje, powołane w szpitalu i przez uczelnię. Konsekwencje dyscyplinarne poniosły dwie osoby: kierownik oddziału ratunkowego szpitala został odsunięty ze stanowiska do czasu pełnego wyjaśnienia zdarzenia, jednemu z lekarzy udzielono nagany. Piorunujący rozwój ostrej białaczki szpikowej Komisje oceniły jednak, że w trakcie dwóch pierwszych wizyt w szpitalu objawy, jakie miało dziecko "były na tyle niecharakterystyczne, że nie wskazywały jednoznacznie na potrzebę hospitalizacji", a gwałtowne pogorszenie się jego stanu na trzeci dzień wynikało z - jak to określono - "piorunującego rozwoju choroby zasadniczej", czyli ostrej białaczki szpikowej.