Dyplomata trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy. Jak poinformował w poniedziałek rzecznik białostockiej prokuratury Adam Kozub, nie znaleziono dowodów, że doszło do popełnienia przestępstwa. Za podstawę prawną przyjęto zapis w Kodeksie postępowania karnego mówiący o tym, że umarza się wszczęte już postępowanie, gdy "czynu nie popełniono lub brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia". Postanowienie prokuratury nie jest jeszcze prawomocne. Formalnie może je zaskarżyć rodzina dyplomaty. Biegły badający obrażenia głowy wicekonsula uznał w końcowej opinii sporządzonej dla potrzeb śledztwa, że z najwyższym prawdopodobieństwem należy wykluczyć udział w zdarzeniu innych osób. Wicekonsula znaleziono w jego mieszkaniu w Grodnie pod koniec marca 2006 roku. Jak poinformowała prokuratura, biegli uznali za najbardziej prawdopodobne, iż miał miejsce nieszczęśliwy wypadek, a obrażenia powstały wskutek upadku na twarde, gładkie podłoże "osoby w stanie nietrzeźwości". Wskazała na to dokumentacja medyczna z Grodna, z którego 64-letni Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala MSWiA. Był w stanie bardzo ciężkim, miał krwiaka śródczaszkowego. Mimo szybko przeprowadzonej operacji, nie odzyskał przytomności. Zmarł w nocy z 5 na 6 kwietnia 2006 roku. Pochowany został w Legnicy. Biegli lekarze napisali w swojej opinii dla prokuratury, że przyczyną śmierci było "trwałe i nieodwracalne uszkodzenie ważnych dla życia ośrodków pnia mózgu" w wyniku niedotlenienia i ucisku z powodu krwiaka w czaszce. Białostocka prokuratura okręgowa zajmowała się sprawą z zawiadomienia ówczesnego dyrektora miejscowego szpitala MSWiA. Dyrektor uznał bowiem, że okoliczności zdarzenia, w związku z obrażeniami, jakich doznał dyplomata, są niejasne. Prokuratura długo badała sprawę, m.in. kilka razy powołując biegłych lekarzy. Śledztwo było też na wiele miesięcy zawieszane, gdy proszono o pomoc stronę białoruską. Prokurator z Białegostoku wyjeżdżał też do Grodna. Oprócz urazu głowy, dyplomata miał obrażenia w okolicach lędźwiowych. Tutaj lekarze nie byli zgodni co do przyczyny ich powstania. Jedna z opinii mówi, że mógł to być początek tworzenia się odleżyn, ale w innej mowa jest o oparzeniu. Kiedy Ryszard Badoń-Lehr trafił do białostockiego szpitala, Ministerstwo Spraw Zagranicznych informowało - powołując się na diagnozę lekarską z Białorusi - że doznał udaru mózgu. Prokuratura w swoich wersjach śledczych zakładała, że upadł, bo mógł się o coś zaczepić albo zemdlał.