Przed rokiem niedaleko Dąbrowy Białostockiej auto prowadzone przez dziewczynę wjechało na przejeździe kolejowym wprost pod pociąg. Zginęły jej trzy koleżanki, a czwarta została poważnie ranna. Oskarżona przez białostocką prokuraturę 19-latka dobrowolnie poddała się karze, a sąd w piątek wniosek uzgodniony z prokuraturą zatwierdził. Wyrok nie jest prawomocny, ale w tej sytuacji żadna ze stron raczej nie będzie składała apelacji. W grudniu 2007 roku na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w miejscowości Grabowo koło Dąbrowy Białostockiej ford fiesta, którym jechało pięć 18-latek, wjechał pod pociąg pospieszny relacji Łódź Fabryczna - Suwałki. Trzy dziewczyny zginęły, dwie pozostałe - w tym kierująca - zostały ranne. Prowadząca auto od początku nie przyznawała się do zarzutów. Twierdziła, że nic nie pamięta. W kolejnych przesłuchaniach odmówiła składania wyjaśnień. Jak podawała po wypadku policja, powołując się na opinie świadków, najpierw samochód zatrzymał się przed przejazdem, a następnie, gdy jadący z dużą prędkością pociąg znajdował się ok. 50 m od przejazdu - kierująca autem 18-latka niespodziewanie ruszyła. Zeznał tak m.in. maszynista. Prokuraturze nie udało się ustalić, dlaczego kierująca autem tak zareagowała. Biegły z zakresu techniki motoryzacyjnej ocenił, że nie mogła pomylić pedałów w samochodzie. Dziewczyna wjechała prosto pod lokomotywę, która - uderzywszy w samochód - pchała go przed sobą jeszcze ponad 200 metrów. Śledztwo w tej sprawie trwało tak długo, bo prokuratura zleciła dodatkową opinię biegłego lekarza, który po kilku miesiącach od wypadku badał wpływ zdarzenia na stan zdrowia rannej dziewczyny. Miało to znaczenie przy opisie czynu w zarzucie. Akt oskarżenia trafił do sądu przed miesiącem. Tragedia wstrząsnęła miejscową społecznością. Dziewczęta chodziły do tej samej szkoły. Po wypadku w gminie Dąbrowa Białostocka ogłoszono trzydniową żałobę.