Eksperci ocenili m.in. kąt wbicia się przedmiotu w samochód i linię jego lotu, którą udało im się w pewnej mierze odtworzyć. Doszli do wniosku, że walcowaty przedmiot może być fragmentem silnika rakiety. Do Łomży wezwano specjalistów z jednostki wojskowej w Orzyszu. Saperzy potwierdzili - na auto spadł fragment pocisku. Feralny samochód natomiast trafił na policyjny parking. Teraz policja sprawdza, kto mógł feralny pocisk wystrzelić. Wszystko wskazuje na to, że ktoś przeprowadzał militarny eksperyment. Być może wcześniej znalazł przypadkiem silnik rakietowy i postanowił pocisk wystrzelić. Takiej osobie grozić może kara, konieczność pokrycia kosztów akcji i naprawy zniszczonego samochodu. - Najważniejsze jest to, że nikogo w tym czasie w samochodzie i w okolicach samochodu nie było, i nikomu się nic nie stało. Przedmiot przebił szybę, przebił przedni kokpit, który został roztopiony - mówi RMF Kamil Tomaszczuk z zespołu prasowego policji w Białymstoku. A do tragedii brakowało niewiele - jak mówił w rozmowie z reporterem RMF pracujący na miejscu policjant - właściciel auta miał zamiar wsiąść do samochodu i odjechać. Jego zdaniem, gdyby w chwili uderzenia w środku był pasażer, mogłoby dojść do tragedii. Radiu RMF udało się skontaktować z jednym ze świadków zdarzenia. - Słychać było ni to świst, ni to warkot. Strasznie głośny huk. Wyglądam, patrzę, a tu dym leci z samochodu. Ludzie przychodzą i mówią: dziura w samochodzie. I faktycznie: dziura w szybie, dziura w desce rozdzielczej. Widać tylko końcówkę, bo to wbiło się w deskę rozdzielczą i widać tylko tą tylną część - mówi pan Tomasz.