Prokuratura chciała dla oskarżonych, wśród których był m.in. były dyrektor generalny Lasów Państwowych Andrzej Matysiak (wszyscy oskarżeni zgodzili się na podawanie ich danych w mediach) kar po roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 5 tys. zł grzywny oraz rocznych zakazów zajmowania stanowisk kierowniczych w Lasach Państwowych. Oskarżeni, to oprócz b. dyrektora generalnego Lasów Państwowych, także b. główny analityk dyrekcji generalnej Lasów, a także byli: dyrektor, wicedyrektor oraz naczelnik wydziału marketingu Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Prokuratura Okręgowa w Białymstoku zarzucała im, że w 2007 roku - jako funkcjonariusze publiczni - przekroczyli uprawnienia służbowe w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez inną osobę, umożliwiając dwóm firmom zakup drewna z pominięciem standardowej procedury ustalania ceny. Według śledczych, był to tryb niezgodny z obowiązującymi przepisami. Chodziło o tzw. tryb ekspercki, z pominięciem aukcji internetowej. Białostocki sąd rejonowy wszystkich oskarżonych jednak uniewinnił. W mowach końcowych przed tygodniem obrońcy urzędników przekonywali, że nie można ich uznać za funkcjonariuszy publicznych a także, że transakcje nie przyniosły Lasom strat. Sędzia Hubert Półkośnik ocenił, że oskarżeni są funkcjonariuszami publicznymi ale wyjaśniał, dlaczego nie można im jednak - biorąc pod uwagę zakres wykonywanych przez nich zadań i podejmowanych decyzji - przypisać takich zarzutów, jakie postawiła całej piątce prokuratura. Sędzia wyjaśniał też, dlaczego nie można było jednak przyjąć innej kwalifikacji prawnej, dotyczącej niegospodarności. Zwrócił uwagę, że dla tej kwalifikacji potrzebna jest znaczna szkoda majątkowa, ale biegły powołany w sprawie, który wyceniał dla potrzeb procesu sprzedaż drewna ocenił, że takiej szkody nie było. Porównując ceny, do tych z innych okresów uznał nawet, że Lasy Państwowe dokonały prawidłowej transakcji. To nie były ceny minimalne, czy "wzięte z sufitu", tylko były to ceny maksymalne, uzyskiwane w transakcjach internetowych - mówił sędzia Półkośnik. - Zdaniem sądu, oskarżeni piastujący poważne stanowiska, zdali egzamin z zaufania publicznego do Lasów Państwowych - dodał. Zwrócił uwagę, że żaden ze świadków w tym procesie nie powiedział, by po transakcjach, których dotyczył proces. - Lasy Państwowe choćby w minimalnym stopniu nadszarpnęły swoje zaufanie. Obrońca jednego z uniewinnionych, mecenas Jakub Radlmacher powiedział po publikacji wyroku dziennikarzom, że sąd stwierdził, iż nie było żadnej niegospodarności w Lasach Państwowych a oskarżeni w jakikolwiek sposób "nie uchylili godności urzędów". - Myśmy na to rozstrzygnięcie czekali długie cztery lata - dodał. Mówił, że po zatrzymaniu urzędników "zrobiono wielką aferę, że jest wielka strata majątkowa dla Skarbu Państwa". Powiedział, że można było już dwa lata temu podjąć decyzję, by do sądu nie kierować jednak aktu oskarżenia, podobnie jak to stało się w przypadku grupy nadleśniczych, początkowo również z zarzutami w tej sprawie. Ostatecznie bowiem ten wątek prokuratura umorzyła.