Pod projektem podpisało się ponad 6 tys. osób. Za obywatelskim projektem uchwały zagłosowało 12 radnych PiS i SLD, przeciwko byli radni PO (14 głosów), którzy mają większość w białostockiej Radzie Miejskiej. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Sprawa dotyczy systemu tzw. elektronicznego biletu, który jest wprowadzany w mieście. Jednym z jego elementów jest elektroniczna karta miejska, która - po zasileniu odpowiednią kwotą - działa jako bilet komunikacji miejskiej. Według założeń, bilet trzeba za każdym razem przykładać do specjalnego czytnika. Dopiero po charakterystycznym kliknięciu bilet jest uważany za "skasowany". Inicjatorzy akcji chcieli, by bilety okresowe, np. miesięczne, były rejestrowane w elektronicznym systemie tylko raz - poprzez tzw. "kliknięcie", czyli przyłożenie karty do czytnika w autobusie - gdy pierwszy raz wsiada się do autobusu, a nie za każdym kolejnym. Motywowano, że to niewygodne zwłaszcza gdy w autobusie jest tłok. Władze miasta uzasadniały natomiast, że każdorazowe "klikanie" pozwoli zebrać szczegółowe informacje o ruchu pasażerów w autobusach miejskich czy też obciążeniu danych linii po to, by móc udoskonalać sieć połączeń w mieście. W czasie prób z nowym systemem okazało się jednak, że są problemy z "klikaniem" (czytniki nie zawsze czytają karty), a samych czytników jest za mało. Część pasażerów przykładała karty, część nie. Pod koniec 2011 r. radni zdecydowali, że do 1 czerwca 2012 roku odsunięte zostaje karanie osób, które nie "kliknęły" karty. Podpisy pod obywatelskim projektem uchwały były zbierane jesienią 2011 r., gdy m.in. pojawiły się kolejki do wydania elektronicznej karty miejskiej - wówczas okazało się, że wdrażany system szwankuje. Inicjator akcji zbierania podpisów Krzysztof Pogorzelski (działacz młodzieżówki PiS w Białymstoku, choć w akcji nie występował jako działacz tej partii) mówił w poniedziałek radnym, że system powinien "ułatwiać ludziom życie, a nie je utrudniać". Przekonywał, że istotą biletów okresowych jest to, że pasażer, który ma bilet wieloprzejazdowy, wsiadając do autobusu "chce mieć z głowy jakąkolwiek aktywność". Niektórzy radni z PiS przeciwni każdorazowemu "klikaniu" mówili też, że wyciąganie biletu za każdym razem z portfela - to większa okazja dla złodziei. Zastępca prezydenta Białegostoku Adam Poliński podkreślał, że miasto chce pracować nad tym, by sieć komunikacyjna w Białymstoku była "bardziej efektywna". Przekonywał, że czytniki na karty są przy każdych drzwiach, nie trzeba więc - jak mówili niektórzy radni - biegać po całym autobusie, by przyłożyć kartę do czytnika, a uzyskane informacje pozwolą lepiej planować komunikację. Mówił, że obecnie np. nie wiadomo, ile razy jeździ autobusem dana osoba mająca bilet miesięczny, system ma pozwolić zebrać te dane. Rafał Rudnicki z PiS apelował do radnych, by poparli obywatelski projekt, bo zmiany chce co najmniej kilka tysięcy osób. Dodał, że lekceważenie głosu mieszkańców w tej sprawie może zniechęcić ich do aktywności w przyszłości. - To społeczeństwo mówi nam o tym, czego potrzebuje - mówił. Zbigniew Nikitorowicz z PO mówił, że nie rozumie, "jaki jest problem z przyłożeniem karty do czytnika". - To minimalny problem - oceniał. Elektroniczny bilet to jeden z elementów wdrażanych w Białymstoku zmian dotyczących poprawy jakości transportu publicznego w mieście, który jest dofinansowany ze środków UE. E-bilet został wprowadzony w ramach drugiego etapu tego projektu. Oprócz biletów to także remonty dróg, zakupy autobusów. Sam system e-biletu - kosztuje około 14 mln zł - informowały wcześniej władze miasta. Uchwała ws. biletów była drugą inicjatywą obywatelską w Radzie Miejskiej Białegostoku. Poprzednia w minionych latach dotyczyła nazwania bulwarów nad rzeką Białą w centrum miasta imieniem księdza Stanisława Hałki, założyciela gimnazjum polskiego w 1915 roku.