24 kwietnia białostocka policja zatrzymała blisko 130 młodych ludzi, po starciu skinheadów i antyfaszystów w Białymstoku. Stało się to przed organizowaną przez tych ostatnich manifestacją, do której - ze względów bezpieczeństwa - ostatecznie nie doszło. Część z zatrzymanych miała przy sobie niebezpieczne przedmioty. Ponad 80 osób zostało ukaranych mandatami lub skierowano wobec nich do sądu wnioski ws. popełnionych wykroczeń (m.in. usiłowania zakłócenia legalnie organizowanej demonstracji). Dziewięciu nieletnich oddano pod baczniejszą opiekę rodziców. Sprawa 15 osób trafiła do prokuratury. Jak poinformował szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe Marek Winnicki, z tej grupy przed sądem stanie siedmiu młodych ludzi. Sześciu z nich zostało oskarżonych o udział w ulicznej bójce, siódmy - o użycie siły wobec policjanta. - Wszystkie te osoby, wobec których skierowano do sądu akt oskarżenia, to mężczyźni z grupy anarchistów - dodał prokurator. Jak wyjaśnił, w bójce brało udział więcej osób z obu zwaśnionych grup, ale nie wszystkie zostały zatrzymane; poza tym z zapisu ulicznego monitoringu wynika, że to anarchiści byli stroną agresywniejszą. - To oni ruszyli w stronę tej drugiej grupy i tam zaczęło się zajście - powiedział Marek Winnicki, relacjonując ustalenia prokuratora prowadzącego śledztwo. Jeden z oskarżonych przyznał się i chce dobrowolnie poddać się karze więzienia w zawieszeniu, grzywny i dozoru kuratora. Pozostali nie przyznają się. Postępowanie wobec ośmiu kolejnych osób, choć wcześniej postawiono im zarzuty, zostało w całości umorzone. Nie było bowiem jednoznacznych dowodów, by brali udział w tej bójce. Po kwietniowych zajściach, organizatorzy manifestacji wydali oświadczenie. Zarzucili w nim policji, że nie reagowała na obecność "agresywnych grup nacjonalistów, którzy podnosili ręce w faszystowskim geście i zajmowali plac wyznaczony na manifestację, a zatrzymania miały miejsce dopiero po zebraniu się w tym miejscu uczestników marszu, antyfaszystów". Organizatorzy marszu napisali też, że policja działała bezprawnie i naruszyła prawa demonstrujących, bo demonstracja była legalna. Policja wyjaśniała, że pierwsze zatrzymania - blisko 70 osób - dotyczyły właśnie grupy, która godzinę przed manifestacją próbowała uniemożliwić jej zorganizowanie w tym miejscu. Kolejne miały miejsce tuż przed manifestacją, która miała ruszyć sprzed kościoła Św. Rocha w Białymstoku, a potem, gdy doszło do bójki koło pobliskiego przystanku autobusowego. Policjanci podkreślali, że zatrzymywali wówczas osoby naruszające prawo, bez rozróżniania, "kto był wyznawcą jakiej ideologii".