Proces, który toczy się przed białostockim sądem, obserwuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W różnych opiniach, które pojawiły się w mediach, jest mowa o tym, że to precedensowe oskarżenie strażnika więziennego za przyczynienie się do śmierci osadzonego. Mężczyzna powiesił się w celi w kwietniu 2008 roku. Dariusz B., strażnik więzienny z Aresztu Śledczego w Białymstoku, który był wówczas na służbie, jest oskarżony o zaniedbania, fałszowanie dokumentów i nieumyślne spowodowanie śmierci świadka koronnego, której nie zapobiegł. Strażnikowi grozi do pięciu lat więzienia i wyrzucenie ze służby. Świadek koronny Andrzej Ł. pseudonim Gruby przebywał w białostockim areszcie w jednoosobowej, monitorowanej celi w budynku przeznaczonym dla szczególnie niebezpiecznych osadzonych. Świadek - jak zeznawał prokurator - miał nakaz przebywania w areszcie w zupełnej izolacji od wszystkich. Powiesił się w kąciku sanitarnym. Andrzej Ł. został zatrzymany przez białostocką policję w związku z kilkunastoma kradzieżami z włamaniami do luksusowych aut - dokonał ich na przełomie 2007 i 2008 roku. Był zatrzymany, mimo że był świadkiem koronnym w innej sprawie prowadzonej przez Prokuraturę Okręgową w Gorzowie Wielkopolskim. W związku ze sprawą w Białymstoku miał postawionych ponad 20 zarzutów związanych z kradzieżami aut oraz z próbą wymuszenia okupu, wcześniej był wielokrotnie karany za kradzieże samochodów. Jak zeznał w piątek prokurator z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe, który prowadził tę sprawę, nie od razu dowiedział się, że podejrzany ma status świadka koronnego. Mówił, że ma wrażenie, że także areszt o tym nie wiedział, bo go o tym nie informował. Jak mówił śledczy, prokuratura cenzurowała listy, które pisał osadzony. Wiedzę o tym, że świadek wykazuje myśli samobójcze w listach do rodziny miał prokurator, który zastępował zeznającego w piątek prokuratora prowadzącego sprawę Andrzeja Ł. Zastępca zostawił na kartkach informację o tym swojemu przełożonemu i zamiast kogoś o tym poinformować, schował dokumenty do szafki z adnotacją, że decyzję zostawia przełożonemu - podczas gdy ten był na urlopie. W międzyczasie świadek koronny się powiesił. Zeznający w piątek prokurator powiedział, że gdyby znał te listy na czas i wiedział, że świadek może chcieć popełnić samobójstwo, to wysłałby natychmiast informację do aresztu z prośbą o większy nadzór i większą opiekę psychologiczną nad świadkiem. Taka informacja do aresztu jednak nie trafiła. Przyznał, że brak tej informacji był "niestosowny". Strażnik nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Tłumaczy, że pełnił służbę zgodnie z regulaminem, w nocy, gdy powiesił się świadek, był kontrolowany przez przełożonych, a inspektorat służby więziennej potwierdził, że wszystko było w porządku. Także ówczesna dyrekcja aresztu zeznawała wcześniej w procesie, że strażnik należycie wykonywał swoje obowiązki. Psycholog z aresztu zeznawał w piątek, że w areszcie nie zauważono, że osadzony miał myśli samobójcze, bo gdyby taka wiedza była, byłaby też reakcja. Proces będzie kontynuowany.