Interwencja z 14 grudnia 2007 roku rozpoczęła się od prośby dyspozytora komunikacji miejskiej, bowiem nieprawidłowo zaparkowany samochód blokował pętlę autobusową. Na miejsce przyjechał policyjny patrol. W zamkniętym samochodzie siedział młody mężczyzna, który nie reagował na polecenia i nie chciał otworzyć drzwi. Jeden z policjantów wpuścił najpierw gaz przez uchyloną szybę. Mężczyzna wzburzony wysiadł z auta i - według relacji funkcjonariuszy - rzucił się na policjantów. Wtedy, próbując go obezwładnić, już obaj używali gazu. Po szamotaninie założono mu kajdanki. Leżący na ziemi mężczyzna nagle zasłabł i stracił przytomność. Policjanci próbowali go reanimować, wezwali karetkę. Mężczyzna zmarł - okazało się, że wskutek użycia przez policjantów gazu dostał obrzęku krtani i udusił się. Prokurator Dagmara Kuspiel - opierając się na opiniach biegłych w tej sprawie - uznała, że użycie gazu w tej sytuacji było niezasadne i nieprawidłowe, a policjanci powinni byli wybić szybę w oknie samochodu, by obezwładnić kierowcę. Zdaniem prokurator, ich zachowanie było "kompletnie nieodpowiedzialne, wbrew sztuce policyjnej", dlatego zażądała dla policjantów kar: 1,5 roku i 2 lat więzienia w zawieszeniu, po 1,5 tys. zł grzywny oraz zakazu wykonywania zawodu policjanta na 3 i 4 lata. Obrońcy i sami oskarżeni chcą uniewinnienia. Obrońcy uważają, że funkcjonariusze działali zgodnie z obowiązującymi ich procedurami, nie w pośpiechu czy pochopnie oraz po konsultacji z przełożonymi. W ich ocenie, innej możliwości jak użycie gazu przez uchyloną szybę nie było, bo przepis o wybiciu szyby - ich zdaniem - ma zastosowanie w innej sytuacji. Obrońcy zwracali też uwagę, że w innych krajach, np. w USA, zachowanie kierowcy, z jakim mieli do czynienia białostoccy policjanci (brak reakcji na polecenia, lekceważenie ich), mogłoby skończyć się użyciem broni.